Jak już wcześniej informowałyśmy, Yami na czas nieokreślony musiała nas opuścić. Dlatego, żeby nie poruszać jej wątku i nie mieszać jej zbytnio postanowiłyśmy, że "wyjedzie za granicę". Jak wróci do ekipy, to zrobimy wielki come back!
***
Zajęcia
szkolne się skończyły, dla niektórych dobrze, dla niektórych gorzej. Mianowicie
cała klasa z wyjątkiem Yami i Tobiego, została wcześniej zwolniona z lekcji za
wykonanie poprawnie i dość szybko pracy w grupach. Dlatego udali się do pobliskiej
kawiarni na lody włoskie. Na szczęście każdy posiadał dość kasy na zafundowaniu
go swoim dziewczynom. Jak wszystkie bez oporów zabrały do rąk przekąskę, to
Ushio nalegała na zapłacenie za siebie, tą lekką sprzeczką irytując resztę.
- Ush, pozwól mu być dżentelmenem – wtrąciła w końcu Isabel.
- Nie, ja go nie będę wykorzystywać – stwierdziła, wywołując u koleżanek lekkie poczucie winy, ale trwało to tylko trzy sekundy. Machnęły ręką. Jak chce płacić, niech płaci.
- No dobra uparciuchu, trzy złote... – powiedział Nagato. Wykłócanie się niewiele mu da. Szatynka z uśmiechem zaczęła szperać po torbie w poszukiwaniu portfela.
- Ups… - wyszeptała. Można się było domyślać, że zapomniała.
- To potem mi oddasz, jedz bo się roztopi – stwierdził wręczając jej przysmak, a dziewczyny postanowiły pokomentować to zachowanie. Taka mała zemsta.
- Ale go wykorzystujesz – zaczęła It.
- No i patrz, jak zaplanowała wszystko, by nie wyjść na zachłanną – dodała Tsu z perfidnym uśmieszkiem.
- Fakaj się – odparła z fochem.
Potem zmienili temat na pogodę, bo jak powszechnie wiadomo, od pogody można przejść na każdy temat. Tak narodziła się sprzeczka pomiędzy Hidanem i Sasorim. Zaczęło się od jakiejś dupereli do jeżdżenia sobie po ambicjach.
- Ush, pozwól mu być dżentelmenem – wtrąciła w końcu Isabel.
- Nie, ja go nie będę wykorzystywać – stwierdziła, wywołując u koleżanek lekkie poczucie winy, ale trwało to tylko trzy sekundy. Machnęły ręką. Jak chce płacić, niech płaci.
- No dobra uparciuchu, trzy złote... – powiedział Nagato. Wykłócanie się niewiele mu da. Szatynka z uśmiechem zaczęła szperać po torbie w poszukiwaniu portfela.
- Ups… - wyszeptała. Można się było domyślać, że zapomniała.
- To potem mi oddasz, jedz bo się roztopi – stwierdził wręczając jej przysmak, a dziewczyny postanowiły pokomentować to zachowanie. Taka mała zemsta.
- Ale go wykorzystujesz – zaczęła It.
- No i patrz, jak zaplanowała wszystko, by nie wyjść na zachłanną – dodała Tsu z perfidnym uśmieszkiem.
- Fakaj się – odparła z fochem.
Potem zmienili temat na pogodę, bo jak powszechnie wiadomo, od pogody można przejść na każdy temat. Tak narodziła się sprzeczka pomiędzy Hidanem i Sasorim. Zaczęło się od jakiejś dupereli do jeżdżenia sobie po ambicjach.
-
Śmieszny jesteś z tą swoją nadwrażliwością na swój motor. Och Jashinie, nawet
Itami ma bardziej wyjebane podejście do tego, niż ty –westchnął ciężko.
-
Wypierdalaj, to ty masz bzika na punkcie Jashina – odwarknął Akasuna. – Nędzna religia,
którą się nadinterpretujesz i męczysz
innych.
-
Sasori! – wtrąciła groźnie Itami. - Przeginasz!
-
Mówię prawdę. Nawet Soli ma pewnie dość tego jego masochizmu!
-
Kurwa, natychmiast go przeproś! – zażądała Itami.
-
Na kolanach – dodała Tsu.
-
Moment! – wtrąciła Soli. – To Hidan zaczął, ma to na co zasłużył i nie zgadzam
się, aby Sasori przepraszał – burknęła.
-
Chodzi o zasady Shiroi – wytłumaczyła It – no dalej, Akasuna.
-
No proszę was… Jakby Hidan się obraził za prawdę – szatynka przekręciła
lakonicznie oczami, a Hidan cóż, i tak miał w dupie o czym mowa. Wolał obserwować
jak jego dziewczyna oblizuję swojego loda.
Niniejszym
przerwali dyskusję, gdy do grupki podeszli w końcu Domi i Kakuzu. Oni już
kompletnie olali szkołę, gdy się dowiedzieli, że dalej nie przejdą. Wtem
podłapali temat Yami, ona teraz wyjeżdża za granicę, od kilku dni nie ma za
bardzo czasu na towarzystwo i Tobi spędza całe dnie w domu, emosząc w piwnicy w
towarzystwie ulubionego misia.
- Ej, a może zrobimy Yami imprezę pożegnalną? – zaproponowała Tsu.
- Zajebisty pomysł – rzekła Isabel. – a gdzie by się to odbyło?
No i zaczęły się kłótnie, Sasori nie zgodził się na imprezę u siebie i kazał wszystkim się od niego odpierdolić, a szczególnie Mangetsu. Hidan się zgłosił, ale nikt się nie zgodził, aż padło na dom Yami, najlepsze wyjście.
- Trzeba ustalić jakiś plan działania – powiedziała Soli.
- Dobra, to tak. - zaczęła Tsuki - Itami, pójdziesz ze swoim głupim chłopakiem – Sasori przewrócił oczami. – do starych Yami i ich przekonacie do robienia domówki.
- Na pewno? Ja i jacyś rodzice? – sarknęła It, no naprawdę ona nie potrafi dogadać się nawet ze swoimi!
- Właśnie, Mangetsu. Chyba kurwa pomyliłaś ludzi – stwierdził gorzko Sasori.
- No to skoro się zgłaszasz, to ty będziesz przekonywał – uśmiechnęła się do niego. – ja z Deiem pójdziemy…
- Nie chcę – wtrącił jeszcze rudowłosy. – co ja jestem.
- Mój drogi Sasori – zaczęła It ze zgrozą. – Zrobisz to, bo…
- Bo co…? – sarknął.
- Bo ja ci tak każę, a radzę ci mnie nie prowokować – nastąpiła cisza, w której przez pół minuty mierzyli się spojrzeniami. W końcu Sasori odwrócił wzrok, już milcząc. Triumf zagościł na twarzy It.
- Ja z Deiem pójdziemy po żarcie – oświadczyła Tsuki.
- No… - pod stolikiem zaczął sprawdzać ilość pieniędzy w portfelu. Tsu to musiała wybrać najdroższą kwestię każdej imprezy, no ale czego się dla niej nie robi. - … dobra.
- Ej, a może zrobimy Yami imprezę pożegnalną? – zaproponowała Tsu.
- Zajebisty pomysł – rzekła Isabel. – a gdzie by się to odbyło?
No i zaczęły się kłótnie, Sasori nie zgodził się na imprezę u siebie i kazał wszystkim się od niego odpierdolić, a szczególnie Mangetsu. Hidan się zgłosił, ale nikt się nie zgodził, aż padło na dom Yami, najlepsze wyjście.
- Trzeba ustalić jakiś plan działania – powiedziała Soli.
- Dobra, to tak. - zaczęła Tsuki - Itami, pójdziesz ze swoim głupim chłopakiem – Sasori przewrócił oczami. – do starych Yami i ich przekonacie do robienia domówki.
- Na pewno? Ja i jacyś rodzice? – sarknęła It, no naprawdę ona nie potrafi dogadać się nawet ze swoimi!
- Właśnie, Mangetsu. Chyba kurwa pomyliłaś ludzi – stwierdził gorzko Sasori.
- No to skoro się zgłaszasz, to ty będziesz przekonywał – uśmiechnęła się do niego. – ja z Deiem pójdziemy…
- Nie chcę – wtrącił jeszcze rudowłosy. – co ja jestem.
- Mój drogi Sasori – zaczęła It ze zgrozą. – Zrobisz to, bo…
- Bo co…? – sarknął.
- Bo ja ci tak każę, a radzę ci mnie nie prowokować – nastąpiła cisza, w której przez pół minuty mierzyli się spojrzeniami. W końcu Sasori odwrócił wzrok, już milcząc. Triumf zagościł na twarzy It.
- Ja z Deiem pójdziemy po żarcie – oświadczyła Tsuki.
- No… - pod stolikiem zaczął sprawdzać ilość pieniędzy w portfelu. Tsu to musiała wybrać najdroższą kwestię każdej imprezy, no ale czego się dla niej nie robi. - … dobra.
-
Domi i Kakuzu skombinują procenty.
-
Zrzućcie się kasą, ja kurwa za was nie myślę płacić – żachnął Kakuzu.
-
Dla kumpli zrobimy choć raz coś za free – powiedziała Domino pod naciskiem
wkurwionych spojrzeń.
-
Ja do nich nie pałam aż taką sympatią, dla mnie mogą spierdalać.
-
Kurwa, nie pytałam cię o zdanie – stwierdziła Kamani i wzrokiem kazała
kontynuować.
- Ush i Nagato załatwią muzykę, ale może niech Ush wybiera – zdecydowała.
- Dlaczego…? – nie żeby miał coś przeciw, ale czerwono włosy chciał wiedzieć.
- Znam tylko gust muzyczny Ushi – rzekła, a ta spojrzała na nią z fochem. Prosiła by ją tak nie nazywała. – Is i Itachi załatwią dekorację.
- Możemy wziąć ze sobą Tobiego? Powie nam co Yami lubi i tak dalej – stwierdziła Isabel.
- Sami sobie poradzimy – odparł dumnie Uchiha.
- Wybacz kochanie, ale sama nie dam rady wszystkiego ogarnąć, a ty w tej kwesti jesteś zbyt – oparła się o jego ramię, wykorzystując jakieś czterdzieści trzy procent swojej słodkości. – tępy.
- Wiesz co… możesz mieć trochę racji – pod naporem jej maślanych oczu uległ i się zgodził.
- A Hidan i Soli zajmą się Yami do osiemnastej, bo wtedy wszystko się zacznie – Shiroi westchnęła ciężko, ale się zgodziła, tak samo szarowłosy, ale on z większym entuzjazmem.
- Mam pytanie – wtrącił Sasori. – Dlaczego to Mangetsu o wszystkim decyduję?
- Bo nikt nie ma nic przeciwko – odparł Deidara, a wszyscy przytaknęli jego słowom.
- Ja mam!
Niestety zdanie Akasuny było ostatnim, kogo kogokolwiek obchodziło. Jeszcze ustalili termin imprezy, za cztery dni w piątek, zdążą wszystko zrobić. Po skonsumowanych przekąskach udali się w swoje strony, by spędzić tam resztę dnia.
- Ush i Nagato załatwią muzykę, ale może niech Ush wybiera – zdecydowała.
- Dlaczego…? – nie żeby miał coś przeciw, ale czerwono włosy chciał wiedzieć.
- Znam tylko gust muzyczny Ushi – rzekła, a ta spojrzała na nią z fochem. Prosiła by ją tak nie nazywała. – Is i Itachi załatwią dekorację.
- Możemy wziąć ze sobą Tobiego? Powie nam co Yami lubi i tak dalej – stwierdziła Isabel.
- Sami sobie poradzimy – odparł dumnie Uchiha.
- Wybacz kochanie, ale sama nie dam rady wszystkiego ogarnąć, a ty w tej kwesti jesteś zbyt – oparła się o jego ramię, wykorzystując jakieś czterdzieści trzy procent swojej słodkości. – tępy.
- Wiesz co… możesz mieć trochę racji – pod naporem jej maślanych oczu uległ i się zgodził.
- A Hidan i Soli zajmą się Yami do osiemnastej, bo wtedy wszystko się zacznie – Shiroi westchnęła ciężko, ale się zgodziła, tak samo szarowłosy, ale on z większym entuzjazmem.
- Mam pytanie – wtrącił Sasori. – Dlaczego to Mangetsu o wszystkim decyduję?
- Bo nikt nie ma nic przeciwko – odparł Deidara, a wszyscy przytaknęli jego słowom.
- Ja mam!
Niestety zdanie Akasuny było ostatnim, kogo kogokolwiek obchodziło. Jeszcze ustalili termin imprezy, za cztery dni w piątek, zdążą wszystko zrobić. Po skonsumowanych przekąskach udali się w swoje strony, by spędzić tam resztę dnia.
***
Po
szkole umówili się razem z Yami przed wejściem, dziewczyna musiała jeszcze
poprawić jeden sprawdzian, by na koniec roku dostać wyższy stopień z
przedmiotu, przed swoim wyjazdem. To jej ostatnia szansa. Natomiast para, która
czekała na nich no miała co robić. Soli opierała się plecami o wysoki mur,
który był ogrodzeniem szkoły, a Hidan całował ją z jawnym pożądaniem.
Oczywiście nie była obojętna i odwzajemniała pieszczoty sunąc dłońmi po jego plecach.
Bez oporów łapał ją za tyłek szczelni dosuwając do swojego ciała, aż w końcu
ktoś z boku odchrząknął znacząco. Nie zwrócili uwagi, ale gdy Shiroi to zrobiła
mocno odepchnęła od siebie chłopaka. Ale się wkurwił, kto mu przerwał taką
okazję…?
-
Pan Kakashi… - zaczęła niewinnie Soli, zaczesując włosy i prostując swoje
ubranie.
-
Tak, widzę, że nie tracicie czasu – żachnął nauczyciel. – wiecie, że tam jest
kamera? – wskazał na urządzenie na murku. Nie kurwa, nie wiedzieli, nawet
tabliczka napisem „obiekt monitorowany” nic im nie podpowiadał.
-
No wiem, chcieliśmy – Hidan przyciągnął do siebie Soli. – urozmaicić naszym
kochanym nauczycielom dzień.
-
Panie Shinya, cieszymy się, że pan się tak o nas troszczy, ale jeśli nie chcę
pan i panienka Shirioi udać na pewne głębsze konsultacje do wychowania do
życia, radzę pohamować swoje popędy, ewentualnie udać się w ustronne miejsce –
wytoczył swój wykład mrużąc oczy w uśmiechu.
-
Hehe… panienka – zaczął się naśmiewać, jak dziecko, przez co został zdzielony w
łeb.
-
Przepraszamy to się już nie powtórzy – odezwała się Soli, kłoniąc głowę.
Przytaknął i ponownie udał się do zakładu karnego potocznie zwanego szkołą.
-
Ech?! No i jest pan z siebie dumny?! – zawołał Hidan z pretensją w głosie.
-
Kurwa, zamknij się – warknęła dziewczyna, opierając się o murek. Oparł ręką o
murek z prawej strony jej głowy i przymierzał się do pocałunku, ale zgrabnie
się mu wywinęła. – Nie, bo zaś tu przyjdzie.
-
To w dobrej wierze. Robimy mu ilustrację do tej jego zboczonej książeczki – uśmiechnął
się, łapiąc ją za nadgarstek.
-
Wole nie ryzykować, mamy czekać na Yami.
-
A co będziemy robić…? – uśmiechnął się perwersyjnie, pewnie obie się nie zgodzą
na trójkąt, ale marzenia nie są zabronione. Soli zignorowała jego myśl i się
zastanowiła. – Może…
-
Nie – odparła od razu. – kino będzie dobre, nie?
-
Aleś ty nudna – westchnął. – to takie kurewsko banalne.
-
Trójkąt nie lepszy – sarknęła, a chłopak jęknął wystraszony.
-
Soli… nigdy tak nie mów – potrząsnął dziewczyną z przejęciem. – tak na poważnie
to myślałem o fajniejszych miejscach niż kino, sklepy i księgarnie – spojrzała
na niego pytająco. – Sex shopy.
-
Co w nich fajniejszego?
-
Och Soli – pociągnął ją do siebie, wtulając w tors. – moja malutka, głupiutka,
Soli – przekręciła oczami, starając się wyrwać z objęcia. – taka
niedoświadczona, taka poważna, taka nudna.
-
Hej! – cisnęła mu butem w stopę, popychając tak, że się przewrócił. – Nie
jestem nudna, przeciwnie jestem bardzo rozrywkowa i w ogóle.
-
Więc załóżmy się – zaproponował siedząc na asfalcie, na terenie parkingu. –
idziemy do sex shopu, a jak będziesz narzekać to wygrywam.
-
A ja jeśli…
-
Nie kochanie, ty nie wygrasz – uśmiechnął się, pewny swego. – o co chcesz się
założyć?
-
Jak wygram – zaśmiał się, co ją zirytowało. – przez całe wakacje będziesz w
niedziele chodził do kościoła – chłopak skamieniał na twarzy. On? Do kościoła?
No chyba ją pojebało!
-
To wbrew woli Jashina! To niegodziwe, wymyśl coś innego – przekręciła głową z
triumfem w oczach. – Okej, ale jak ja wygram to po szkole za mnie wyjdziesz! –
powiedział również patrząc na nią z triumfem.
-
Fuj! – wzdrygnęła się. To wyobrażenie sobie ich, jako rodziny, blee. – To
okrutniejszy powód, niż mój! Żądam czegoś z krótszym wyrokiem
-
Zawsze będziesz mogła się rozwieść – ale ja ci nie dam rozwodu hehe,
dopowiedział to w myślach.
-
No dobra, umowa stoi.
-
Umowę trzeba przypieczętować – oznajmił, na co wyciągnęła do niego rękę, za
którą pociągnął ją w dół i ułożył tak, że siedział na niej i blokował ręce. –
najlepiej pocałunkiem – powiedział wpijając się agresywnie w jej usta. Wtem
ponownie ktoś z boku odchrząknął znacząco.
-
Kakashi powiedział, że tutaj was spotkam… przyssanych do siebie – uśmiechnęła
się ciepło.
Hidan
w tej samej pozycji przywitał się z koleżanką i zaczął z nią rozmawiać luźno,
co u ciebie? Jak sprawdzian? Czy pogoda ładna? Aż Soli nie zaczęła się spod
niego wydzierać o łaskawe wypierdolenie z jej ciała. Potem uświadomili Yami o
wizycie w sex shopie, pomysł bardzo się jej spodobał. Shinya spojrzał z
triumfem na swoją dziewczynę, która słodko kazała mu się zamknąć.
Po
ustaleniu wszystkiego szli sobie przez centrum zadupia wolnym krokiem
zmierzając do sex shopu. Hidan był najbardziej z tego powodu podniecony, aż
strach pomyśleć co on knuję. Dziewczyny zaczęły dyskusję o marudzeniu
Kakashiego na wszystko i wszystkich. Wtedy też na ramionach dziewczyn spoczęły
ręce szarowłosego.
-
Może loda? – Shiroi przewróciła tylko oczami. – chodzi mi o te jadalne – dodał
całując brutalnie swoją dziewczynę. Jakież ona ma brudne myśli.
-
Ja bym zjadła – oznajmiła Yami z entuzjazmem.
-
Tak jak ja, Słoneczko kupisz nam? – zapytał, wyganiając dziewczynę do budki, a
gdy miała już zaoponować wszedł jej w słowo. – Czyżbyś chciała narzekać? – Soli
zgromiła go wzrokiem, prowokuje ją! Niech no poczeka do tej osiemnastej.
-
Nie… na jaki smak macie ochotę? – uśmiechnęła się na wymuszenie do Hidana.
-
Czekoladowy! – zawołała z entuzjazmem Yami.
-
Ja chcę truskawkowy z polewą czekoladową i posypanymi wiórkami – słysząc
zamówienie Hidana, na usta cisnął jej się potok słów, ale się powstrzymała.
Wizja ślubu była gorsza.
Bez
zbędnych komentarzy udała się do budki z lodami. Hidan w tym czasie
wtajemniczył Yami w szczegóły zakładu, chciał wygrać, bo on i kościół. W zamian
zaproponował jej rolę świadka, którym pewnie nie będzie, ale umie dobrze
kłamać. Po chwili Soli podeszła do towarzystwa, pech chciał, że potknęła się na
prostej drodze i akurat zamówienie Hidana wylądowało na ziemi.
-
Ups – uśmiechnęła się do siebie. – Ale wafelek ci został – powiedziała wręczając
całą zimną przekąskę Yami i wafel swojemu chłopakowi.
-
Nie szkodzi ty moja pokrako – odpowiedział patrząc z przejęciem na suchy
kawałek.
-
Hidan! – warknęła. – Jak ty się do mnie zwracasz?! – pociągnęła go w dół za
ucho.
-
Ała, ała, ała.
-
Ty się chyba zapominasz, kochanie – zrugała go słodko, pomimo jęków.
-
Ała, przepraszam. Puść mnie – po magicznym słowie spełniła jego życzenie.
Po
uwolnieniu się całe ucho miał czerwone, ale i tak się nie gniewał na swoją
panienkę. Udali się do swojego celu po drodze oboje próbowali prowokować
dziewczynę do narzekania. Normalnie masakra, Jashin aż tak źle jej życzy? Na
szczęście przetrwała, weszli do sklepu, którego nawet nie znały, no cóż same
graty. Yami i Hidan poszli bardziej w głąb pomieszczenia, świetnie się bawiąc.
Soli usiadła sobie na podłodze pod kaloryferem z dala od tych rzeczy.
Wystarczająco się ich naoglądała w pokoju chłopaka, zerknęła na zegarek na
lewej ręce, wpół do piątej. Wtem została gładzona po policzku czymś różowym,
zerwała się w drugą stronę, dając okazję do śmiechu swojemu partnerowi.
-
Ale ty mnie dzisiaj wkurwiasz – syknęła wrogo.
-
Też cię kocham – ukucnął przed Shiroi. – to tylko kutas.
-
Widzę… przestań mi tym kurwa machać przed oczami – odebrała mu zabawkę
wrzucając do pudła z jakimiś gadżetami i wycierając rękę o jego koszulkę.
-
Prawie jak mój orzeł.
-
Och wybacz skarbie, ale twój ptaszek jest mniejszy i cieńszy – poklepała go
słodko po policzku.
-
Jakie gniazdo taki ptaszek – odgryzł dumnie, zaciął ją.
-
Spadaj – mruknęła, wręczając mu buziaka w policzek, gdy wstała. Zaczynała
otrzepywać tyłek z kurzu osadzonego na ziemi. Oczywiście Hidan jej pomógł, a
jakże. – Przestań już, co ja kurwa jestem, trzepak? – odpowiedział jej tylko
głupi uśmiech chłopaka, którego wolała nie komentować.
-
Ej, Soli – zawołała Yami, posłusznie poszła do koleżanki. – Patrz jakie fajne –
wskazała na kostiumy policjantki i pielęgniarki, o zabarwieniu erotycznym. –
Przymierz je!
-
Mowy nie ma! – warknęła, patrząc na to z obrzydzeniem.
-
No, ale kochanie, ty lubisz przymierzać ciuszki – dołączył Hidan do
przekonywania.
-
A ty nie cierpisz, gdy to robię – burknęła, nie włoży czegoś aż tak wyuzdanego,
to nie jej styl.
-
Wytrzymam – zapewnił, wpychając jej do ręki strój.
-
Nie!
-
Soli, NARZEKASZ? – zapytała prowokacyjnie Yami. Wytrzeszczyła na nią oczy, wie
o umowie! Z powrotem spojrzała na Hidana z chęcią mordu.
-
Powiedziałeś jej?! – zawołała z pretensją, jak inne dziewczyny się dowiedzą to…
w sumie nie wie, pewnie wstawią się za nią, oby. W każdym razie co on sobie myślał,
mówiąc o tym, nie no pewnie nie myślał w ogóle.
-
Nie mówiłaś, że nie mam mówić – Soli plasnęła się w twarz i zaczęła ciężko
oddychać, no zaraz coś rozpierdoli, najlepiej Hidana, odda go Deiowi, aby go
wybuchnął. Tak, dobry pomysł. – więc, jak? Narzekasz czy przymierzasz? –
pomachał jej ciuchami przed oczami.
-
Nie przymierzaj, będziesz śliczną panną młodą – odparła Yami, rozjuszona
koleżanka wytargała kostium z rąk Shinyi i twardo udała się do przymierzalni.
Ta
dwójka przybiła sobie z radością piątkę, no ślub to to nie jest, ale można ją
powykorzystywać. Po jakichś czterdziestu minutach z przymierzalni wyszła Soli w
zwykłym ubraniu. Oddała Hidanowi kostiumy z uśmiechem, ten patrzył na nią
wyczekująco.
-
No w stroju policjantki wyglądam nawet seksownie, a ten pielęgniarki mnie
wygrubia, moja dupa jest jak jakaś szafa – oznajmiła krzywiąc się na samo
wspomnienie.
-
Ale… ja cię w nich nie widziałem! – fuknął, kolejny raz wpychając w nią stroje.
-
Nie mówiłeś, że mam ci się pokazać – odgryzła się. Kiedy milczał zerknęła na
zegarek. – Dobra, zostało pół godziny, gdzie jest Yami?
-
Na zapleczu, ogląda odcinek mody czegoś tam – odpowiedział, a gdy się odwróciła
złapał ją za tyłek. – Ale kupisz strój policjantki, nie?
-
Nie.
-
Podniecasz mnie swoją stanowczością. Musisz się ze mną ożenić – oznajmił,
oznaczając jej szyję malinką. Przewróciła lakonicznie oczyma.
-
Nie, spierdalaj no – uderzyła go łokciem w żebro i zabierając Yami ze sklepu.
Nie
chciała wracać do domu, więc trudno ją było przekonać. Udało się poprzez
okazanie chęci na oglądanie „mody na sukces”, Soli napisała do Dei’a, był
pierwszy w liście kontaktów, esa, że będą w domu za jakiś kwadrans. Od razu też
wysłała wiadomość do Hidana, że go zajebie za dzisiaj, co przeczytał z
uśmiechem na ustach.
***
Para zatrzymała się pod domem Yami i zsiadła z motocykli. Rozejrzeli się w około i uśmiechnęli drwiąco, na widok malowniczej okolicy.
- Zabiję Tsu jak tylko stąd wyjdziemy - warknęła Itami, a jej mina wskazywała na to, że nie żartuję. Sasori na ten widok zachichotał.
- No oczywiście. A mi nie pozwalasz - skrzywił się teatralnie. - Poza tym potraktuj to jako wyzwanie.
- Wyzwanie powiadasz. Pragnę wspomnieć, że ja z moimi rodzicami sobie nie radzę. Ostatni raz gadałam z nimi w wigilię - mruknęła zrezygnowana.
- To twoja wina – czerwono włosy skulił się w duchu, na widok spojrzenia towarzyszki, ale ciągnął dalej. - taki charakter. A, może... Pokaż swoją arystokratyczna stronę. Chyba że nie potrafisz się zachować.
- Chcesz się założyć? - błysk w oku Itami uświadomił Skorpiona, że wkopał się po uszy w bagno.
- Co proponujesz? - starał się nie dać poznać po sobie, że się boi. Wiedział, że wymyśli coś straszliwie kompromitującego.
- Jak wygram to... - na ustach dziewczyny wykwitł szatański uśmiech. - ...przyjdziesz nago do szkoły i przy wszystkich pokłonisz się przed Hidanem. Będziesz błagał go o wybaczenie za złe zachowanie.
- Nie zgadzam...
- Czyżbyś się bał Skorpionie? - zapytała kpiąco, klepiąc go po policzku.
- Niech ci będzie – westchnął ciężko. - ale jak ja wygram tracisz R1.
- Tak się nie stanie. Jestem uosobieniem pięćdziesięciu zasad savoir-vivre.
- Zobaczymy - we dwójkę skierowali się do drzwi. Namida zaśmiała się w myślach, szeroki uśmiech wkradł się na jej usta. Zasada pierwsza: uśmiech zamiast grymasu! Zadzwoniła dzwonkiem i grzecznie czekała. Po kilku chwilach drzwi się uchyliły i wyjrzała mama Yamiko.
- Witam, pani Hattori - uśmiechnęła się olśniewająco. - przyszliśmy do państwa w nietypowej sprawie.
- Nietypowej? - blondwłosa kobieta popatrzyła na nią podejrzanie. Słyszała wiele opowieści o Duecie, więc widok osoby, która zwykle jest bezlitosna i okropna dla innych, nieco ją zdziwił. Szczególnie gdy się uśmiechała.
- Może wejdziemy? Nie powinno pozwalać się gościom, stać przed drzwiami - kobieta wpuściła ich do środka z wyrazem zdezorientowania na twarzy. Zaprosiła do salonu i wyjaśniła swojemu mężowi, że oboje mają do nich jakąś sprawę.
- A więc… - zaczął Sasori pod naporem dwóch pytających spojrzeń.
- Nie zaczyna się zdania od „a więc” - zbeształa go szarooka.
- To może ty zaczniesz, a nie mnie poprawiasz?! - warknął zirytowany. Już czuł swoją przegraną, widząc, że jego dziewczyna idealnie panuje nad mimiką twarzy i swoim zachowaniem. Siedziała wyprostowana, jak struna z lekkim uśmiechem.
- Z wielką chęcią... widzą państwo - zwróciła się do dorosłych. - chcemy, razem z resztą naszej ekipy, urządzić Yamiko imprezę pożegnalną. I tak się złożyło, że nie mamy miejsca, gdzie możemy to zrobić. Najlepszym wyjściem wydało nam się udanie do was i zapytanie o zgodę, aby tutaj się to wszystko odbyło - powiedziała płynnie i bez zająknięcia, wciąż lekko się uśmiechając. Rodzice Yami byli zdziwieni.
- Cóż...- zaczęła blondynka. - jeśli byłaby stuprocentowa pewność, że dom się nie zawali, zwłaszcza skoro ma być tutaj Duet, to ja nie mam nic przeciwko.
- Ale ja mam - syknął czarnowłosy ojciec. - jak wy to sobie wyobrażacie? Przecież będziecie najebani! I kto będzie was pilnował? Oczywiście my! - na te słowa nastolatkowie się skrzywili. Wiedzieli, że nie będzie łatwo. Sasori już otwierał usta, by coś odpowiedzieć, gdy uciszyło go uderzenie w bok.
- Nie widzę powodu, by używać takiego impertynenckiego języka - powiedziała spokojnie, choć w jej oczach czaił się chłód. - pani Hattori, nie mogę zagwarantować, że wszyscy będą trzeźwi, bo nie będą. Ale na pewno dom będzie stał w jednym kawałku. Tak więc... Zgadzają się państwo? - popatrzyła na nich z miną niewiniątka.
- Tak - kobieta uśmiechnęła się do nich, i spojrzała chłodno na męża, który otwierał usta, by zaprotestować. Pod wpływem jej wzroku zrezygnował.
- Cudownie - para podniosła się i skierowała do wyjścia, wcześniej się żegnając. Na zewnątrz Itami pozwoliła sobie na drwiący uśmieszek.
- Wygrałam zakład - Sasori na te słowa jęknął. Namida klasnęła triumfująco w dłonie i wskoczyła na motocykl. - Ścigamy się? – mruknęła zadziornie.
- Zawsze i wszędzie.
***
Nagato
zadzwonił do drzwi domu Ushio. Poczekał paręnaście sekund i zobaczył starszą
siostrę swojej dziewczyny – Konan. Uśmiechnęła się wesoło na jego widok.
-
Hej – przywitał się. – Ush siedzi w swoim pokoju ze słuchawkami na uszach –
stwierdził. – …no nie?
-
Strzał w dziesiątkę – potwierdziła jego tezę. – Szykujecie jakąś imprezę? –
zapytała, wpuszczając Uzumakiego do środka.
-
Hm? A czemu?
-
Bo nagle wyciągnęła wszystkie pudła z płytami i właśnie je przesłuchuje –
uświadomiła go.
-
A… ile tych pudeł jest? – uniósł brwi.
-
Całe… - nastąpiła chwila grozy, podczas której Nagato miał się bać, że
przyjdzie mu przesłuchać sto płyt. – DWA! – skończyła wesoło, a chłopak
odetchnął z ulgą. – Wiesz, dzieli to na „ONE OK ROCK” i „Całą resztę” –
zaśmiała się.
-
Mogłem się domyślić – odpowiedział. – Dobra, idę do niej – wskazał na schody.
-
Okej. Powodzenia – parsknęła śmiechem, a tylko machnął ręką i poszedł na
piętro, do pokoju Ushio. Otworzył drzwi i zobaczył dziewczynę siedzącą do niego
tyłem przy biurku ze słuchawkami na uszach. Koło siebie miała trzy stosiki
płyt, a obok niej, na podłodze stały dwa pudła, jedno do połowy opróżnione. W
pokoju stał ogromny regał, gdzie znajdowały się jej wszystkie mangi – a
Fullmetal Alchemist oczywiście najbardziej się wyróżniał razem z wszelkimi
gadżetami związanymi z tą serią – oraz przeróżne książki o Japonii i słowniki.
Na ścianie wisiały plakaty z ONE OK ROCK, FMA, jakieś znaki… kanji chyba
(kiedyś tłumaczyła mu na czym polega różnica między kanji a hiraganą i katakaną
oraz parę podstawowych zwrotów, ale ich już nie zapamiętał), na tablicy
korkowej, wiszącej nad łóżkiem widniało mnóstwo zdjęć, dodatkowo gdzieniegdzie
były przylepione karteczki z różnymi sentencjami.
Domyślił
się, że go nie zauważyła, więc cicho zamknął za sobą drzwi i na palcach do niej
podszedł. Już miał ją zacząć łaskotać, kiedy nagle się odwróciła, a widząc
twarz chłopaka tak blisko swojej, najpierw wyszczerzyła oczy, a potem krzyknęła
i wyryła sobą o podłogę. Wystraszył ją.
-
Yo – powiedział jak gdyby nigdy nic, a dziewczyna spojrzała na niego z
wyrzutem, na co parsknął śmiechem. Jednak zaraz potem pomógł jej wstać.
-
Bardzo zabawne – ofuknęła się.
-
Ano bardzo – mrugnął do niej. – Wyszło jeszcze lepiej niż planowałem –
oznajmił, a widząc jej naburmuszoną minę, ledwo stłumił w sobie śmiech. – No to
co tam masz? – wskazał na stosiki płyt, siadając na łóżku.
-
ONE OK ROCK – odparła zafascynowana. – Jak myślisz, będę mogła wziąć wszystkie?
– zapytała.
-
Nie, raczej nie – odparł od razu chłopak, rozbawiony ekscytacją Ush. – Może
lepiej zacznijmy od wszystkich innych płyt, a potem dobierzemy parę od OOR? –
zaproponował. – Albo nie. JA wybiorę parę ich płyt – poprawił się. – Ty
zajmiesz się tymi, które przyniosłem – poklepał torbę, która leżała już na
podłodze.
-
Eeech?! – jęknęła. – Dlaczego ja nie mogę?
-
Bo zajmie ci to cały dzień! – odparł. – A mamy tylko trzy godziny. To jak
będzie? – uśmiechnął się do niej. Oczywiście, że wygrał.
-
Dobra – burknęła niezadowolona. – Pokaż, co przyniosłeś.
-
Połowa jest od mojego kuzyna – poinformował ją, a ta usiadła na podłodze i
zaczęła przeszukiwać torbę chłopaka. Miał tam całkiem sporo znanych zespołów,
takich jak Ikimono Gakari czy 7. – A czego ona tak w ogóle słucha? -zapytał
Nagato, zajmując poprzednie miejsce dziewczyny. Wziął się za wertowanie płyt
jej ulubionego zespołu.
-
Vocaloidy, Linkin Park… - mruknęła Ush. – Masz Hollywood Undead! – wyraźnie się
ucieszyła. – To jest ta płyta z „Kill Everyone”?
-
Nie – klepnął się w czoło. – Idziemy na imprezę, a nie krucjatę, Ush… - dodał
załamany. – Weź Ikimono na przykład, a nie – podał jej dwie płyty wspomnianego
zespołu, na co wydymała usta, ale posłuchała.
-
Nie masz Vocaloidów… - stwierdziła po jakimś czasie brunetka. – Chodź do
muzycznego – podniosła się na nogi, by zaraz potem się rozciągnąć. – Akurat
chciałam kupić Yami jakiś prezent, więc idealnie się składa – uśmiechnęła się
wesoło.
-
To ty nie wydałaś jeszcze swojego kieszonkowego na mangi? – spojrzał na nią jak
na wariatkę. – Ej, ty się dobrze czujesz? – przystawił dłoń do jej czoła. –
Dziwne, w normie… A może uderzyłaś się w głowę?
-
Bardzo śmieszne! – skrzyżowała ręce na piersi, a Nagato zachichotał pod nosem.
– Specjalnie dla niej powstrzymałam się od kupienia Siver Spoona! – powiedziała
mu.
-
Tak, tak – przytaknął pobłażliwie. – Jestem z ciebie dumny, kochanie – poklepał
ją po głowie, obserwując jak jej twarz stopniowo robi się coraz bardziej
czerwona. Wiedział, że bardzo łatwo ją zawstydzić, więc czasami się z nią w ten
sposób droczył. To było całkiem zabawne jak jej zażenowanie zmienia się udawane
obrażanie się. Trochę jak dziecko. – Chodź – chwycił ją za rękę, ale szybko
wyślizgnęła się z jego uścisku. Spojrzał na nią zaciekawiony, ale ona uparcie
wpatrywała się w bok. – Jesteś zła? – zapytał rozbawiony, ale nie
odpowiedziała. – Skoro tak, to może sam pójdę? – udał, że chce sobie pójść i
dopiero wtedy Ush raczyła na niego spojrzeć. Uśmiechnął się zwycięsko i nim
zareagowała w jakikolwiek sposób, schylił się i szybko ją pocałował. Znowu
wygrał. – Choodź – pociągnął ją za rękę i tym razem już poszła. Znowu czerwona.
Wyszli
na zewnątrz i skierowali się w stronę sklepu muzycznego, który był całkiem
niedaleko domu Tachibany. Mieścił się w raczej niewielkim pomieszczeniu, ale
mieli naprawdę dużo pozycji do kupienia.
Przechodzili między regałami w poszukiwaniu jakichś nowszych płyt Vocaloidów, bo te starsze na pewno już miała. I nagle Ush wpadła na Sasuke. Chłopak wyraźnie się ucieszył, że nie ma z nią Tsuki albo innej idiotki jej pokroju.
- O, hej – uśmiechnęła się do niego. – Czego szukasz? – spytała.
- A, yy… YUI… - wydukał.
- O, też ją lubisz? – zerknęła na niego. Trochę się rumienił. Może się przeziębił?
- No – skinął głową. – Nawet bardzo. Chociaż znam ją stosunkowo od niedawna… - przyznał.
- Hm… To przesłuchaj sobie tę płytę – podała mu jedną. – To moja ulubiona – powiedziała.
- Pewnie.
Wtedy podszedł do nich Nagato – znalazł w końcu płytę, której szukali, więc mogli iść. Widząc, jak ten szczyl wgapia się w jego dziewczynę, pomyślał, że jego pięść całkiem ładnie pasuje do twarzy Sasuke. Ale nie. Pewnie Ush by się na niego wkurzyła. I właśnie dlatego jest geniuszem! Jest o wiele lepszy sposób na wytłumaczenie mu różnicy między nim a Nagato.
- Ej, Ush – odezwał się, a dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała na niego pytająco. Wtedy też schylił się i pocałował ją namiętnie, równocześnie posyłając gimnazjaliście spojrzenie pod tytułem: „Spieprzaj”. Brunet przełknął głośno ślinę.
- Co ty robisz? – pisnęła Tachibana. Oczywiście była czerwona jak burak, a z jej głowy niemalże buchała para. Taak, ten sposób był genialny – nie dość, że odstraszył potencjalnego (choć w jego mniemaniu słabego) wroga, to znowu mógł się z niej troszkę pośmiać. Nie żeby był złośliwy…
- A nic, nic… Tak sobie pomyślałem, że fajnie byłoby znowu popatrzyć na twoją czerwoną buźkę – wzruszył obojętnie ramionami, a dziewczyna wystawiła mu język. I znowu zachowywała się jak dziecko.
Dopiero po chwili przypomniała sobie o Sasuke… którego już przy nich nie było – ku wyraźnej satysfakcji Nagato.
- Idziemy? – zapytał ją, a kiedy skinęła głową odwrócił się i… walnął w jeden z regałów. Ush zaśmiała się trochę złośliwie, a chłopak spojrzał na nią z wyrzutem. Powinna się zmartwić albo co, a nie się śmiać…
- To teraz ja sobie popatrzę na twoją czerwoną buźkę – uśmiechnęła się rozbawiona.
- To regał wpadł na mnie! – zaoponował głupio.
- Taak. Może jeszcze z nim walczyłeś?
- No a co myślisz? – parsknął śmiechem.
- Choodź – tym razem to ona pociągnęła go za rękę w stronę kasy, po czym wzięła mu z rąk płytę i podała sprzedawcy. Zapłaciła za nią i wyszli. Nagato masował swój nos, cały czerwony przez zderzenie z półką. Ush co jakiś czas na niego zerkała. W sumie, mogła się z niego nie śmiać… No ale przecież sam sobie zasłużył! Chociaż z drugiej strony… - Aa, nieważne – burknęła do siebie, co zwróciło uwagę Uzumakiego.
- Co ci? – uniósł brew. – Zastanawiasz się, co będzie lepsze: kupić mangę czy książkę? – zaśmiał się.
- Nie muszę, bo wiem! – odparła. – Oczywiście, że mangę. Silver Spoon – dodała rozmarzona. Już widziała, jak pięknie się prezentuje na jej półce… Zaraz obok FMA.
- No tak – zaśmiał się i chwycił ją za rękę.
W domu Tachibany ostatecznie sporządzili listę płyt, które biorą, a później Nagato został zmuszony do przesłuchania i obejrzenia najnowszego teledysku OOR.
Isabel przeglądała w swych dłoniach zestawy kolorowych balonów. Żadne jednak jej nie przypadały do gustu. Tak, ona, Itachi i pomagający im przy dekoracjach dla Yami, Tobi mieli problem, żeby wybrać te szatańskie, dmuchane ozdóbki. Co z tego, że znajdowali się w ulubionym sklepie Hattori z drobiazgami i innymi takimi, skoro nie mogli znaleźć nic idealnego? Hozuki miała w swej głowie wizję i zamierzała ją spełnić. Jej chłopak zaś, nie został dopuszczony nawet do poznania tego planu – zresztą, jemu to nie przeszkadzało. A Tobi…? Tobi nic nie wiedział, bo by się jeszcze z podekscytowania swojej dziewczynie wygadał, a tego Is chciała uniknąć. On miał tylko mówić, co można brać, a czego nie – i tyle w temacie.
– A może by tak wziąć to… – zaczął Itachi.
Ale szatynka natychmiast mu przerwała.
– Nie, zbyt jaskrawe – odparła kategoryczne i stanowczo.
Jednak Uchiha się nie poddawał i próbował dalej.
– A co myślisz o tym…
– Nie! – odpowiedziała lekko poirytowana. – To nie w stylu Yami.
Bruneta zaczynało to wkurzać – w ogóle nie mógł trafić za swoją dziewczyną! Tymczasem Tobi, słonko, opieprzał się, przeglądając plakaty z My Little Pony. Is musiała im pokazać, kto tutaj rządzi. Ale… jak? Jak opanować dwóch nierozgarniętych Uchihów, którzy kompletnie zaprzeczali jej wizji?
No, ja pierdolę, pomyślała, patrząc na beztroskiego chłopca Yamiko, który udawał, że maskotka Rainbow Dash, którą trzymał w dłoni gra w baseballa. Trzeba przeprowadzić reformę.
– Do nogi, chłopcy! – zawołała słodko, uśmiechając się od uszka do uszka.
Tobi od razu do niej przybiegł. Itachi również, aczkolwiek nie było mu w smak to, że dziewczyna traktuje ich jak małe szczeniaczki. W dodatku ten przesłodzony ton… Fuj! Nigdy sobie nie wyobrażał Hozuki, która by zgrywała milusią paniusię.
Ale to była jedynie cwaniacka zagrywka, którą nauczył ją starszy brat, Mangetsu. Ale skąd biedny Uchiha miał to wiedzieć?
Brązowowłosa wybuchła.
Dictator Mode On.
– Słuchać no mnie, patafiany jedne!– zaczęła. – Odkąd tylko weszliśmy do tego zajebistego sklepu, zachowujecie się jak rozwydrzona dzieciarnia! Dzikusy, kurwa, słuchajcie. Do przyjęcia pożegnalnego Yamiko zostały niecałe dwadzieścia cztery godziny. Tobi, ty uroczy bęcwale, twoja dziewczyna wyjeżdża. Zrób że coś takiego, żeby zapamiętała do końca życia! Żeby po ponownym przyjeździe do Zadupia nad Chujozą rzuciła ci się w ramiona, żeby cię aby tam czasem nie porzuciła!
Dictator Mode Off.
Tobi popatrzył na Isabel ze smutną miną.
– Yami mnie porzuci?
O kurwa, przeklęła w myślach.
– NIE! NIE, NIE, NIE, NIE, NIE! – krzyknęła. Aż się ludzie zaczęli na nią gapić! – Nie porzuci cię. Ale… nie chciałbyś, żeby cię zapamiętała?
– Ona nie będzie Tobiego pamiętać? –zapytał.
Hozuki schowała twarz w dłoniach.
– Pogrążasz się, słoneczko – szepnął jej do ucha Itachi.
– Zamknij, kuźde, japę, kochanie – powiedziała z uśmieszkiem na twarzy.
Mimo to, długowłosy tylko zaczął śmiać się ze swojej dziewczyny. Pogładził ją po głowie, co wyglądało trochę śmiesznie przy tej różnicy piętnastu centymetrów wzrostu pomiędzy nimi. Ona zaś wyglądała jak jedna z tych naburmuszonych lasek z anime, ale wolała się do tego nie przyznawać. Odchrząknęła i odgarnęła brązowe kosmyki z oczu.
– Skoro się pogrążam – zaczęła. Specjalnie mówiła głośno, żeby załamany Tobi usłyszał. Chciała go nieświadomie pocieszyć. A to, że chciała udowodnić coś swojemu chłopcu, to już zupełnie inna sprawa – to wytłumacz mu, na chłopski rozum, że Yamiko kocha go najbardziej na świecie i nigdy go nie zostawi. Że powinien czekać na tak zajebistą dziewczynę jak ona. Że tak zajebista dziewczyna jak ona nigdy nie porzuci swojego Tobiaszka dla jakiegoś patafiana, cwela i bęcwała, który nie będzie godzien jej serduszka. Wytłumacz mu proszę, kotku mój głupiutki, że Yami taka nie jest.
– Wow… – powiedział szczęśliwy już Tobi. – Sensownie trujesz o miłości, Is!
– Nie wiedziałem, że umiesz truć o miłości – przynał Itachi. – Jestem pod wrażeniem twej wygranej…
Isabel tylko wywróciła oczętami. Wystarczyło kilka słów, żeby wszystkich zadowolić. A DEKORACJI, JAK NIE MA TAK NIE BYŁO! WSZYSTKO PRZEZ TĄ MIŁOŚĆ! (♥)
– Przyszły, najzajebistrzy metafizyk na świecie, a przynajmniej w województwie Wydymskim musi umieć truć o wszystkim – odparła.
Obaj Uchiha się zaśmiali.
– A teraz ruszać dupę po dekoracje! – krzyknęła.
Chłopcy popatrzyli na nią zdezorientowani.
– Ale co mamy wybrać? – zapytał płaczliwie Tobi.
– Macie mi wytrzasnąć cztery wielkie plakaty z kucykami My Little Pony i trzy, tym razem mniejsze, z Jacem Waylandem! – rozkazała wesoło. – Do tego balony w kształcie kucyków. Nie obchodzi mnie, że nie możecie znaleźć – takie mają być i koniec, kropka! Fajnie by było jeszcze walnąć Rainbow Dash jakie maskotki, zwisające z sufitu. I oczywiście tony kolorowej, oczojebnej, tęczowej krepiny, bo przecież inaczej bawić się nie można!
– Tak jest! – zasalutował chłopak Hattori i ruszył w pościg za dekoracjami.
Hozuki też miała plan, by ruszyć i zacząć szukać, ale zatrzymał ją Itachi.
– A mnie to się nie należą aby czasem przeprosiny? – spytał podejrzliwie.
Brązowooka popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
– Za co?
– Za tego patafiana, rozwydrzoną dzieciarnię i dzikusów – odparł.
Isabel zaczęła się śmiać głupkowato i posłała mu buziaka.
– To z miłości.
Przechodzili między regałami w poszukiwaniu jakichś nowszych płyt Vocaloidów, bo te starsze na pewno już miała. I nagle Ush wpadła na Sasuke. Chłopak wyraźnie się ucieszył, że nie ma z nią Tsuki albo innej idiotki jej pokroju.
- O, hej – uśmiechnęła się do niego. – Czego szukasz? – spytała.
- A, yy… YUI… - wydukał.
- O, też ją lubisz? – zerknęła na niego. Trochę się rumienił. Może się przeziębił?
- No – skinął głową. – Nawet bardzo. Chociaż znam ją stosunkowo od niedawna… - przyznał.
- Hm… To przesłuchaj sobie tę płytę – podała mu jedną. – To moja ulubiona – powiedziała.
- Pewnie.
Wtedy podszedł do nich Nagato – znalazł w końcu płytę, której szukali, więc mogli iść. Widząc, jak ten szczyl wgapia się w jego dziewczynę, pomyślał, że jego pięść całkiem ładnie pasuje do twarzy Sasuke. Ale nie. Pewnie Ush by się na niego wkurzyła. I właśnie dlatego jest geniuszem! Jest o wiele lepszy sposób na wytłumaczenie mu różnicy między nim a Nagato.
- Ej, Ush – odezwał się, a dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała na niego pytająco. Wtedy też schylił się i pocałował ją namiętnie, równocześnie posyłając gimnazjaliście spojrzenie pod tytułem: „Spieprzaj”. Brunet przełknął głośno ślinę.
- Co ty robisz? – pisnęła Tachibana. Oczywiście była czerwona jak burak, a z jej głowy niemalże buchała para. Taak, ten sposób był genialny – nie dość, że odstraszył potencjalnego (choć w jego mniemaniu słabego) wroga, to znowu mógł się z niej troszkę pośmiać. Nie żeby był złośliwy…
- A nic, nic… Tak sobie pomyślałem, że fajnie byłoby znowu popatrzyć na twoją czerwoną buźkę – wzruszył obojętnie ramionami, a dziewczyna wystawiła mu język. I znowu zachowywała się jak dziecko.
Dopiero po chwili przypomniała sobie o Sasuke… którego już przy nich nie było – ku wyraźnej satysfakcji Nagato.
- Idziemy? – zapytał ją, a kiedy skinęła głową odwrócił się i… walnął w jeden z regałów. Ush zaśmiała się trochę złośliwie, a chłopak spojrzał na nią z wyrzutem. Powinna się zmartwić albo co, a nie się śmiać…
- To teraz ja sobie popatrzę na twoją czerwoną buźkę – uśmiechnęła się rozbawiona.
- To regał wpadł na mnie! – zaoponował głupio.
- Taak. Może jeszcze z nim walczyłeś?
- No a co myślisz? – parsknął śmiechem.
- Choodź – tym razem to ona pociągnęła go za rękę w stronę kasy, po czym wzięła mu z rąk płytę i podała sprzedawcy. Zapłaciła za nią i wyszli. Nagato masował swój nos, cały czerwony przez zderzenie z półką. Ush co jakiś czas na niego zerkała. W sumie, mogła się z niego nie śmiać… No ale przecież sam sobie zasłużył! Chociaż z drugiej strony… - Aa, nieważne – burknęła do siebie, co zwróciło uwagę Uzumakiego.
- Co ci? – uniósł brew. – Zastanawiasz się, co będzie lepsze: kupić mangę czy książkę? – zaśmiał się.
- Nie muszę, bo wiem! – odparła. – Oczywiście, że mangę. Silver Spoon – dodała rozmarzona. Już widziała, jak pięknie się prezentuje na jej półce… Zaraz obok FMA.
- No tak – zaśmiał się i chwycił ją za rękę.
W domu Tachibany ostatecznie sporządzili listę płyt, które biorą, a później Nagato został zmuszony do przesłuchania i obejrzenia najnowszego teledysku OOR.
***
Kakuzu
z niechęcią przyszedł pod dom swojej dziewczyny. Został wpuszczony do
środka przez Tayuye i udał się na górę marudząc pod nosem. Wszedł do jej
pokoju bez pukania i usiadł na skraju łóżka. Mimo, że Saifu był wielkim
facetem, chodził bardzo cicho tak, że nawet nie obudził dziewczyny.
Chcąc obudzić Domino dotknął ją lekko w ramie, po czym mocno oberwał w
twarz lądując na ziemi.
- Za co to? – jęknął dotykając obolałe miejsce
-
Wybacz. Mnie się nie straszy bo mam instynkt obronny i zamiast pisnąć
ze strachu zaczynam się bronić i bić osobę albo rzecz, która mnie
wystraszyła. – stwierdziła Kamani wstając z łóżka
-
Nie wiedziałem. Ale co się dziwić skoro pierwszy raz ciebie
wystraszyłem… Musisz mieć tu tyle tych plakatów yaoi, hentai i nawet
yuri?
-
Tak. Nie marudź bo brzmisz jak dzieciaki z gimnazjum którym wciskamy
towar dwa razy drożej niż powinien wynosić. – dodała dziewczyna
podchodząc do szafy. Saifu spoglądał przez cały czas na nią gdy ta nagle
się zwróciła do niego
-
Odwróć się i daj mi się przebrać. Jeśli chociażby zerkniesz to
dostaniesz z bicza albo pejcza. – zagroziła Domino. Chłopak posłusznie
się odwrócił i czekał aż jego dziewczyna się przebierze, dobrze wiedział
do czego jest zdolna więc wolał nie ryzykować. Po kilku minutach Kamani
była już przebrana i zapaliła sobie skręta
-
Mamy dziś kupić alkohol na imprezę pożegnalną Yami. Żadnych wykrętów z
twojej strony nie mam zamiaru słyszeć, ty płacisz. Koniec kropka. –
warknęła dziewczyna
- Niby czemu ja?
-
Dlatego że na prezenty dla Tsu i Is ja płaciłam więc zamknij się i
idziemy. Chcę mieć to z głowy. – po tych słowach oboje opuścili dom i
udali się do najbliższego sklepu z alkoholem. Butelki w wódką, likierami
i innymi napojami tego typu o najróżniejszym wyglądzie, kształcie i
wielkości. Kamani nie miała zamiaru odpuścić swojemu chłopakowi więc
zdecydowała że biorą jedną wódkę pięciolitrową, dwa wina, czerwone i
białe, oraz likier o smaku limonki i kokosa. Saifu spoglądał błagalnie
na swoją dziewczynę by nie kupowała tego tak dużo, a ona tylko jeszcze
dodatkowo dołożyła kilka zgrzewek piwa. Kakuzu ostatecznie zapłacił za
to wszystko, do tego jeszcze został zmuszony do niesienia zakupów
- Błagam powiedz mi, że to wystarczy. – jęknął Saifu z grymasem na twarzy
-
Oczywiście, że to koniec. Nienawidzę zakupów więc po co mamy jeszcze
coś kupować. – odrzekła Domino, a w oczach jej chłopaka pojawiły się
iskierki. Gdy tylko odnieśli (czyt. Kakuzu odniósł) alkohol do domu
Saifu (because Domi lubi się napić xD), chłopak wyciągnął Kamani na
miasto, która nie była z tego zachwycona
-
O co ci chodzi? Po jakie gówno gdzieś jeszcze idziemy? Wolałabym albo
wrócić do domu i se coś poczytać, pograć na kompie albo pójść zarabiać
kasę a nie iść na miasto. – warknęła Domino paląc już trzecią fajkę po
wyjściu z domu Kakuzu
-
Cóż, raz w miesiącu idę sobie kupić nowe ubranie. Stwierdziłem że jak
już mamy z głowy zakup alkoholu to pójdziemy dzisiaj. – odrzekł Saifu z
lekkim…uśmiechem? Dziewczyna zastygła po czym zmarszczyła groźnie brwi
-
Ja wracam do domu. Nie jestem ci potrzebna do takich zakupów. – już
miała odejść gdy Kakuzu chwycił ja za dłoń i nie chciał puścić.
-
Wręcz przeciwnie. Doradzisz mi. W końcu muszę jakoś przy tobie
wyglądać, a ty też możesz sobie coś kupić. Ja stawiam, ale tylko ten
raz. Możesz zaszaleć.
-
Pogięło cię. Ja nie chcę na jakieś głupie zakupy, a tym bardziej jeśli
sama również muszę kupować ubrania. – jęknęła dziewczyna próbując jakoś
uciec. Jednak siła chłopaka przewyższyła jej i nie dała rady. Nim się
spostrzegła weszli do jakiegoś sklepu, Kakuzu wybrał sobie jakieś dwie
pary spodni i cztery koszulki. Kamani czekała aż się w końcu przebierze
- Ty nic nie wybierasz? – spytał się Saifu wychodząc ubrany w czarne spodnie i ciemno zieloną koszulkę z czachą
-
Powiedziałam że nie chcę… Dobrze ci leżą te spodnie, a koszulka jest
średnia. Pośpiesz się i kończ chcę iść z tego miejsca. – jęknęła
dziewczyna. Chłopak po chwili wyszedł jeszcze raz ubrany w jeansy i
czerwony T-shirt
-
To nie dla ciebie. Tamten komplet był lepszy. – odrzekła Domino z
irytacją. Ostatecznie Saifu kupił czarne spodnie, zieloną koszulkę z
czaszką i szarą koszulkę na ramiączkach. Kamani wymykała się cichutko ze
sklepu by zwiać zaraz za drzwiami gdy nagle została złapana przez
Kakuzu i zaciągnięta do przebieralni. Chłopak podał jej kilka ubrań
- Przymierz je.
- Powiedziałam nie!
-
Zrób co mówię albo cię nie wypuszczę. – dodał Saifu. Dziewczyna z
niechęcią przymierzyła miniówkę i czerwoną falowaną koszulkę bez
ramiączek
- Już. – syknęła Domino odsłaniając zasłonkę
- Dobrze ci.
- Nie mój styl. Nie pasuje mi więc spadamy stąd. – odrzekła gdy jakiś chłopak zagwizdał. Wyszła i przywaliła mu w pysk
-
Teraz na pewno już nie uda ci się tego powtórzyć ze złamanymi zębami. –
zaśmiała się i wróciła do przebieralni. Zastygła w bezruchu gdy
przekonała się że jest więcej ubrań do przymierzenia
- Póki nie znajdziemy czegoś co przypadnie i tobie i mnie do gustu to nie ruszymy się stąd. – stwierdził Saifu
- Kurwa mać, co ja ci takiego zrobiłam że mnie tak torturujesz. Jashinie pomocy. – jęknęła dziewczyna
-
Cóż, skoro postanowiłaś, że dziś ja płace to stwierdziłem, że warto
zaszaleć. Może potem pójdziemy jeszcze kupić coś w jakimś innym sklepie.
Nie koniecznie ubrania. Możemy nawet pójść do sex shopu, albo kupić te
twoje mangi. – stwierdził Kakuzu
-
Okej. Nigdy więcej nie przegnę z wydawaniem tak twojej kasy. Więc
proszę możemy już iść…? Najlepiej po nowe mangi. – zaśmiała się Domino
próbując wymknąć się z przebieralni w swoich ciuchach
-
Tylko pod warunkiem, że kupisz coś fajnego. Chcę mieć na co się
popatrzeć. – stwierdził wpychając dziewczynę z powrotem do malutkiego
pokoiku
-
Jeszcze czego. Mogę się zgodzić kupić jakieś nowe ubranie ale nic co
nie będzie w moim stylu. – stwierdziła. Po czym zaczęła przebierać się w
kolejne ubrania. Ostatecznie kupiła czarne spodenki i czarno szarą
koszulkę bez ramiączek
- Było tak źle? – spytał się Kakuzu którego bawiło załamanie i zmęczenie dziewczyny
-
Koszmarnie. Nie chcę nigdy więcej tego powtarzać. W zamian za te
męczarnie kup mi „Zakochanego Tyrana”. – stwierdziła dziewczyna. Saifu
zgodził się. Gdy wracali już do domu, skręcili na chwilę w zaułek gdzie
zakupują towar. Domino stała na straży i tylko się nasłuchiwała
-
Dobrze to wszystko… Chociaż czekaj. Daj mi dwie wódki, wiesz które.
Będzie niedługo impreza więc trzeba zainwestować w coś mocniejszego. Daj
mi również ten trunek. – po tych słowach Kakuzu wyszedł z zaułka
chowając wszystko po kieszeniach płaszcza. Gdy dotarli do domu
dziewczyny, Kamani stanęła przed siedzącym na łóżku Saifu i spoglądała
na niego z uwagą
- Gadaj, o co ci chodziło z tym trunkiem? – rzekła stanowczo ze złością
-
Cóż, powiem ci ale tylko dlatego że z ciebie już sobie zakpiłem. –
zaśmiał się Kakuzu co rozzłościło dziewczynę. Mimo to Domino i tak
zachowała spokój czekając na wyjaśnienia
-
Mam zamiar zrobić reszcie taki drobny żart. Ten trunek powoduje silne
podniecenie u osoby która wypije choćby malutki łyczek. Doleje go do
czegoś a potem ci powiem do czego byś się tego nie napiła. – wyjaśnił
chłopak. Kamani dotknęła jego czoła
- Powiedz mi co się dziś z tobą dzieję? Masz gorączkę?
-
Nic się nie dzieje. Z kasą to jakoś tak samo przyszło że się zgodziłem
tyle dziś wydać. Jeśli ci chodzi za to o żart, to po prostu chce
urozmaicić nieco imprezę. Do tego wszystkiego nikt nie pomyśli że to ja
bo kto by myślał że ja na takie coś wpadnę.
- Za to pomyślą, że to ja. Nie wpadło ci to do głowy? – warknęła dziewczyna myśląc o skutkach
-
Dobrze. Może to zrobię może nie. W sumie jeśli się napiją tej wódki co
kupiłem to będą tak szybko pijani że potem ten trunek i tak im nie
będzie potrzebny. – stwierdził po czym wstał i się pożegnał. Domino nie
rozumiała dlaczego tak szybko ucieka
-
Chwila… on wiedział o tym trunku, a ja nie czy znaczy to że go już
używał? – rzekła na głos dziewczyna po czym pobiegła za Kakuzu. Dogoniła
go, odwróciła twarzą do siebie i przywaliła z pięści w pysk
-
Jak widzę w końcu doszłaś do wniosku że już kiedyś tego używałem i
domyśliłaś się że na tobie. – rzekł Saifu masując obolałe miejsce.
Stwierdził że jego dziewczyna ma cel bo trafiła w to samo miejsce co
rano.
-
Zakaz przychodzenia do mnie, ja nie będę też przychodziła do ciebię. Do
tego koniec z seksem i w ogóle czymkolwiek przez miesiąc. – stwierdziła
Domino i odeszła nie słuchając tłumaczeń Kakuzu.
***
Isabel przeglądała w swych dłoniach zestawy kolorowych balonów. Żadne jednak jej nie przypadały do gustu. Tak, ona, Itachi i pomagający im przy dekoracjach dla Yami, Tobi mieli problem, żeby wybrać te szatańskie, dmuchane ozdóbki. Co z tego, że znajdowali się w ulubionym sklepie Hattori z drobiazgami i innymi takimi, skoro nie mogli znaleźć nic idealnego? Hozuki miała w swej głowie wizję i zamierzała ją spełnić. Jej chłopak zaś, nie został dopuszczony nawet do poznania tego planu – zresztą, jemu to nie przeszkadzało. A Tobi…? Tobi nic nie wiedział, bo by się jeszcze z podekscytowania swojej dziewczynie wygadał, a tego Is chciała uniknąć. On miał tylko mówić, co można brać, a czego nie – i tyle w temacie.
– A może by tak wziąć to… – zaczął Itachi.
Ale szatynka natychmiast mu przerwała.
– Nie, zbyt jaskrawe – odparła kategoryczne i stanowczo.
Jednak Uchiha się nie poddawał i próbował dalej.
– A co myślisz o tym…
– Nie! – odpowiedziała lekko poirytowana. – To nie w stylu Yami.
Bruneta zaczynało to wkurzać – w ogóle nie mógł trafić za swoją dziewczyną! Tymczasem Tobi, słonko, opieprzał się, przeglądając plakaty z My Little Pony. Is musiała im pokazać, kto tutaj rządzi. Ale… jak? Jak opanować dwóch nierozgarniętych Uchihów, którzy kompletnie zaprzeczali jej wizji?
No, ja pierdolę, pomyślała, patrząc na beztroskiego chłopca Yamiko, który udawał, że maskotka Rainbow Dash, którą trzymał w dłoni gra w baseballa. Trzeba przeprowadzić reformę.
– Do nogi, chłopcy! – zawołała słodko, uśmiechając się od uszka do uszka.
Tobi od razu do niej przybiegł. Itachi również, aczkolwiek nie było mu w smak to, że dziewczyna traktuje ich jak małe szczeniaczki. W dodatku ten przesłodzony ton… Fuj! Nigdy sobie nie wyobrażał Hozuki, która by zgrywała milusią paniusię.
Ale to była jedynie cwaniacka zagrywka, którą nauczył ją starszy brat, Mangetsu. Ale skąd biedny Uchiha miał to wiedzieć?
Brązowowłosa wybuchła.
Dictator Mode On.
– Słuchać no mnie, patafiany jedne!– zaczęła. – Odkąd tylko weszliśmy do tego zajebistego sklepu, zachowujecie się jak rozwydrzona dzieciarnia! Dzikusy, kurwa, słuchajcie. Do przyjęcia pożegnalnego Yamiko zostały niecałe dwadzieścia cztery godziny. Tobi, ty uroczy bęcwale, twoja dziewczyna wyjeżdża. Zrób że coś takiego, żeby zapamiętała do końca życia! Żeby po ponownym przyjeździe do Zadupia nad Chujozą rzuciła ci się w ramiona, żeby cię aby tam czasem nie porzuciła!
Dictator Mode Off.
Tobi popatrzył na Isabel ze smutną miną.
– Yami mnie porzuci?
O kurwa, przeklęła w myślach.
– NIE! NIE, NIE, NIE, NIE, NIE! – krzyknęła. Aż się ludzie zaczęli na nią gapić! – Nie porzuci cię. Ale… nie chciałbyś, żeby cię zapamiętała?
– Ona nie będzie Tobiego pamiętać? –zapytał.
Hozuki schowała twarz w dłoniach.
– Pogrążasz się, słoneczko – szepnął jej do ucha Itachi.
– Zamknij, kuźde, japę, kochanie – powiedziała z uśmieszkiem na twarzy.
Mimo to, długowłosy tylko zaczął śmiać się ze swojej dziewczyny. Pogładził ją po głowie, co wyglądało trochę śmiesznie przy tej różnicy piętnastu centymetrów wzrostu pomiędzy nimi. Ona zaś wyglądała jak jedna z tych naburmuszonych lasek z anime, ale wolała się do tego nie przyznawać. Odchrząknęła i odgarnęła brązowe kosmyki z oczu.
– Skoro się pogrążam – zaczęła. Specjalnie mówiła głośno, żeby załamany Tobi usłyszał. Chciała go nieświadomie pocieszyć. A to, że chciała udowodnić coś swojemu chłopcu, to już zupełnie inna sprawa – to wytłumacz mu, na chłopski rozum, że Yamiko kocha go najbardziej na świecie i nigdy go nie zostawi. Że powinien czekać na tak zajebistą dziewczynę jak ona. Że tak zajebista dziewczyna jak ona nigdy nie porzuci swojego Tobiaszka dla jakiegoś patafiana, cwela i bęcwała, który nie będzie godzien jej serduszka. Wytłumacz mu proszę, kotku mój głupiutki, że Yami taka nie jest.
– Wow… – powiedział szczęśliwy już Tobi. – Sensownie trujesz o miłości, Is!
– Nie wiedziałem, że umiesz truć o miłości – przynał Itachi. – Jestem pod wrażeniem twej wygranej…
Isabel tylko wywróciła oczętami. Wystarczyło kilka słów, żeby wszystkich zadowolić. A DEKORACJI, JAK NIE MA TAK NIE BYŁO! WSZYSTKO PRZEZ TĄ MIŁOŚĆ! (♥)
– Przyszły, najzajebistrzy metafizyk na świecie, a przynajmniej w województwie Wydymskim musi umieć truć o wszystkim – odparła.
Obaj Uchiha się zaśmiali.
– A teraz ruszać dupę po dekoracje! – krzyknęła.
Chłopcy popatrzyli na nią zdezorientowani.
– Ale co mamy wybrać? – zapytał płaczliwie Tobi.
– Macie mi wytrzasnąć cztery wielkie plakaty z kucykami My Little Pony i trzy, tym razem mniejsze, z Jacem Waylandem! – rozkazała wesoło. – Do tego balony w kształcie kucyków. Nie obchodzi mnie, że nie możecie znaleźć – takie mają być i koniec, kropka! Fajnie by było jeszcze walnąć Rainbow Dash jakie maskotki, zwisające z sufitu. I oczywiście tony kolorowej, oczojebnej, tęczowej krepiny, bo przecież inaczej bawić się nie można!
– Tak jest! – zasalutował chłopak Hattori i ruszył w pościg za dekoracjami.
Hozuki też miała plan, by ruszyć i zacząć szukać, ale zatrzymał ją Itachi.
– A mnie to się nie należą aby czasem przeprosiny? – spytał podejrzliwie.
Brązowooka popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
– Za co?
– Za tego patafiana, rozwydrzoną dzieciarnię i dzikusów – odparł.
Isabel zaczęła się śmiać głupkowato i posłała mu buziaka.
– To z miłości.
***
Tsuki wysiadła z samochodu, a tuż za nią Deidara.
Dziewczyna odwróciła się do kierowcy, swojego brata. Musiała się z nim umówić,
kiedy ma po nich podjechać.
– Kotetsu… Podbij po nas za dwie godziny, okej? Dzięki.
– uśmiechnęła się słodko i nie czekając na odpowiedź chłopaka, pociągnęła
Deidarę w kierunku supermarketu. Brunet westchnął cicho i odjechał, kiedy
siostra wraz z blondynem zniknęli w środku budynku.
Czarnowłosa szła przed siebie pewnym krokiem, uważnie
rozglądając się wokół. Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni, po chwili
wydobywając z niej listę zakupów, którą przygotowywały z dziewczynami przez
ostatnie trzy dni i w skupieniu prześledziła cały tekst. Zmarszczyła brwi,
mamrocząc coś pod nosem, a Deidara zatrzymał się obok, co jakiś czas zerkając
na nią.
– Okej! – wykrzyknęła w końcu, zwracając na siebie uwagę
przechodniów, ale kogo by to obchodziło...? Na pewno nie ją. Obróciła się do
blondyna, a szatański uśmieszek wykrzywił jej usta. – Wykorzystam cię,
jakkolwiek by to nie brzmiało… – mruknęła, chwytając go za bluzkę i ciągnąc w
sobie tylko znanym kierunku. Posłusznie poszedł za nią. W sumie, to nie
wiedział czego się spodziewać. Gdzieś z przodu zamajaczyły mu toalety i w
chwili, gdy zaczynał podejrzewać, co jej strzeliło do głowy, Tsu gwałtownie
skręciła w prawo, ciągnąc go do bramki koło kas i wchodząc na sklep. Nim się
zorientował, już wcisnęła mu w dłonie poręcz od wózka sklepowego, a sama
władowała się do środka. Usiadła tuż przed nim, po turecku i wyniośle rozkazała
kierować się na przekąski.
– Tak jest. – westchnął ze śmiechem i pchnął wózek we
wskazanym kierunku. Co trochę mijali ich jacyś ludzie, patrząc z politowaniem
na chłopaka, a potem przenosząc wzrok na dumnie wyprostowaną Tsuki z rękoma
splecionymi na piersiach, obrzucającą ich pogardliwym spojrzeniem. Deidara
pokręcił głową, w ostatniej chwili skręcając w odpowiednia alejkę. Czarnowłosa
ponownie sięgnęła po listę zakupów i wskazywała mu poszczególne produkty, a
chłopak wrzucał je do wózka. Kilka razy trafił w Tsu, za co nie omieszkała
wyzwać go od idiotów. Gdy na jej twarzy po raz kolejny wylądowała mega paczka
Laysów, nie wytrzymała. – Durniu! Patrz co robisz! – warknęła, ciskając chipsami na przód swojego prowizorycznego pojazdu.
– No przepraszam, no…
– A spadaj, sama to zrobię lepiej. – prychnęła i jednym
susem wyskoczyła z wózka. Teraz to ona szła na przedzie, a Dei podążał za nią.
Co sekunda w powietrzu latały kolejne paczki chrupek, ciastek, paluszków i
innych przekąsek, z każdym razem trafiając do wózka. – Teraz picie. – Skinęła
na rząd napojów w samym końcu. Załadowała po trzy butelki coli, pepsi i
jakiegoś soku, tym razem nie rzucając ich na oślep (i tak by trafiła) tylko
starannie układając w rządku. Ponownie zerknęła na listę. Przekąski są, napoje
są… Procenty załatwia Domino i Kaziu. No to teraz… – …Coś na ciepło. –
mruknęła, składając z powrotem papier i wsuwając go do kieszeni.
– Na ciepło? – Deidara zmarszczył brwi. – Przecież ty nie
umiesz…
– Kochanie, ty
będziesz gotować. – przerwała mu z cwaniackim uśmieszkiem.
– Ale mnie matka do kuchni nie wpuszcza przecież. Po tym,
jak ostatnio eksperymentowałem. – skrzywił się na wspomnienie zasyfionej
kuchni. Plamę zmywał potem przez tydzień, a ślad jest nadal. To było ponad trzy
lata temu, jednak mama nadal nie dopuszcza go do kuchenki… Ale teraz lepiej mu
idzie! Wtedy dał za dużo drożdży, to wybuchło…
– A czy ja mówiłam coś o twoim domu? – parsknęła. –
Idziemy do mnie. Umiesz zrobić lazanię?
– No.
– To zrobisz. A pizzę?
– No też.
– To też zrobisz. – zadecydowała. – Chodź, kupimy
składniki.
Tym razem to ona pchała wózek, a Deidara chodził od półki
i do półki i dobierał potrzebne produkty. Jakiś sos, jakieś przyprawy, makaron…
Tsu przyglądała mu się zdezorientowana. Dla niej gotowanie równało się czarnej
magii. Jedyne, co umiała zrobić to jajecznica i zupki z proszku. Za każdym
razem, jak miała pilnować obiadu, to jedna
połowa zupy kończyła poza garnkiem, a druga się przypalała. Chociaż to i
tak nie był szczyt jej możliwości. Zastanawiała się, co by powiedział Dei, gdyby mu wyznała, że udało jej się kiedyś przypalić wodę…
– Ała! – jej rozmyślania przerwał wrzask blondyna.
Potrząsnęła głową i zerknęła na niego. Nigdzie go jednak nie dostrzegła.
Dopiero po chwili zorientowała się, że wjechała w niego i aktualnie leżał na
ziemi, pod wózkiem.
– O kurwa. Przepraszam! – jęknęła i błyskawicznie się
cofnęła. Blondyn podniósł się na nogi. – Nic ci nie jest? – mruknęła i podeszła
do niego.
– Nie. – prychnął.
– No przepraszam, nooo. Zamyśliłam się. – bąknęła pod
nosem.
– Jestem poszkodowany, myślisz, że zwykłe przepraszam
tutaj wystarczy? – westchnął teatralnie, robiąc obrażoną minę.
– Tak, tak myślę. – zaśmiała się i cmoknęła go w
policzek. – Chodź, postaram się nic więcej ci nie zrobić… Dzisiaj. – dodała
ciszej.
Pokręcili
się jeszcze po sklepie, a potem poszli do kas. Oczywiście nie obeszło się bez
wykłócania. No bo jak to tak, żeby im się jakaś baba ze szczeniakiem
wpierdalała w kolejkę? Czeka się, nie ma zmiłuj!
Lajf is brutal end full of zasadzka! End samtajms kopas w
dupas, kurwa.
Nie ma wpychania się!
W końcu musiał zainterweniować i uspokoić rozjuszoną Tsu.
Na jego szczęście, dzieciak rozryczał się pod wpływem spojrzenia dziewczyny i
kobieta była zmuszona ustąpić. Na odchodnym rzuciła jeszcze komentarzem, że
„młodzież jest teraz taka źle wychowana”, a Tsu odkrzyknęła, żeby pilnowała
swojego szczeniaka zamiast wpierdalać się w cudze wychowanie. Już miała dodać,
że to nie jest jej zasrana telenowela, gdzie dzieci są milusie i posłuszne, ale
Deidara zasłonił jej usta dłonią.
– Przymkniesz ty się wreszcie? – mruknął jej na ucho.
– Myhym. – przytaknęła niewyraźnie, posyłając mu lodowate
spojrzenia.
– Dziękuję.
Potem czekali na
Kotetsu, a gdy ten podjechał, udali się na Pedalską. Obładowani torbami weszli
do domu, od razu kierując się do kuchni. Tsuki rozmasowała obolałe dłonie, co
nie umknęło uwadze chłopaków.
– Mówiłem, że… – odezwał się Deidara.
– Wezmę te siatki. – Kotetsu wszedł mu w słowo, ignorując
wściekłe spojrzenie blondyna.
– No chyba nie. – parsknęła czarnowłosa, nie zauważając
cichej wojny rozgrywającej się pomiędzy chłopakami. Oczywiście, że się nie
zgodziła. To, że jest dziewczyną, nie znaczy, że jest słabsza! No heloooł? –
Deidara. – zwróciła się do blondyna, a on momentalnie odsunął się od
czarnowłosego i uśmiechnął sztucznie.
– Tak? – odparł najnormalniej, jak mógł.
– Skoczę do domu Yami. Zobaczę, jak im idzie i kiedy
możemy przywieść jedzenie, okej?
– Jasne, nie ma sprawy. Zajmę się wszystkim.
– Dobra. To ja spadam. Pa. – Cmoknęła go w usta, a potem
machnęła Kotetsu dłonią na pożegnanie i już po chwili jej nie było. Deidara
uśmiechnął się z wyższością i zerknął na czarnowłosego. Ten patrzył na niego
chłodno, a potem warknął coś pod nosem i wyszedł.
– To ja cię zostawiam. W końcu kuchnia to terytorium
kobiet, prawda? – wysyczał kpiąco na odchodnym.
– Przynajmniej coś umiem, poza siedzeniem na dupie i czekaniem,
aż podsuną mi żarcie pod nos! – odkrzyknął blondyn.
Potem zaczął przygotowywać lazanię. Szło mu bardzo
dobrze. Najpierw usmażył mięso, a potem przełożył je przygotowanym makaronem,
zalał sosem i na końcu posypał serem. Wystarczyło teraz wstawić do piekarnika i
poczekać, aż się usmaży. Ale to potem. W tym czasie zaczął przygotowywać ciasto
pod pizzę. Energicznymi, miarowymi ruchami zaczął ugniatać masę, aż ta uzyskała
odpowiednią konsystencję. Posmarował placek sosem pomidorowym i zaczął układać
składniki. Na przygotowaniu wszystkiego zeszła mu godzina.
Umówili się u Yami na osiemnastą, teraz była szesnasta
trzydzieści, czyli można już było wstawiać jedzenie do piekarnika. Nastawił
czas i wsunął przygotowane lazanie do środka. Tsuki nadal nie było, więc pewnie
się zasiedziała. Tym lepiej. Nikt mu się nie krząta po stanowisku pracy i nie
rozprasza. Zaczął przeglądać jakąś gazetę, która akurat znalazł na stole. Co
trochę zerkał na piekarnik, kontrolując sytuację. Kiedy potrawa była gotowa,
wyjął ją i odstawił do żaroodpornych naczyń, na ich miejsce wkładając po chwili
cztery pizze. Tsuki będzie z niego dumna, w końcu mało który chłopak, z ich
znajomych to chyba jedynie on, potrafi coś ugotować. Samodzielnie.
Wszystko szło wyśmienicie. Pizze spokojnie się piekły, a
on w tym czasie czytał artykuł o zamachach bombowych w Afganistanie.
Stwierdził, że są bardzo nieprofesjonalne. Zamiast podkładać bomby gdzie
popadnie, mogliby rozmieścić je w wyznaczonych miejscach i zdetonować w tym
samym momencie, żeby z lotu ptaka ułożyły się w jakiś określony symbol.
To byłoby bardzo romantyczne, dać jej taki prezent. Może
gdzieś, kiedyś… Byłaby zachwycona. Chyba…
– Deidara! – doszedł go głos starszego chłopaka.
– Co? – odkrzyknął.
– Chodź tu, pogadamy sobie.
– Nie mogę, muszę pilnować pizzy!
Debil. Nawet tak oczywistej rzeczy trudno mu się
domyślić. Tak w ogółem to co on od niego chce? Przecież Tsu jest chyba
szczęśliwa, nie? Więc o co mu chodzi? Czemu go aż tak bardzo nie lubi?
Przypomniała mu się jakaś manga, którą zajumał kiedyś
czarnowłosej, gdy nie patrzyła. Był to hentai o bracie i siostrze i ich… Ekhm…
Zażyłych stosunkach… Zmarszczył brwi. Nieee… To Tsu! Uwielbia brata, ale bez
przesady. A on też na zboczeńca nie wyglądał…
Zerknął z powątpieniem na pizzę. Zostało jeszcze jakieś
pół godziny, więc chyba może na chwilę… Dosłownie kilka minut… Może uda mu się
jakoś dogadać z Kotetsu… Tylko kilka minut, zaraz potem wróci!
Odłożył gazetę i poszedł do salonu. Usiadł obok brata
dziewczyny, rzucając mu podejrzliwe spojrzenie. Ten tylko uśmiechnął się
nieznacznie.
– To o czym chciałeś gadać?
– Aaa, tak sobie. Jak facet z facetem… – Wzruszył
ramionami, choć przy „facet z facetem” dało się wyczuć doskonale skrywaną
kpinę. No oczywiście… Nie mniej jednak, przystał na ta propozycję. Już po
chwili, o dziwo, rozmawiali całkiem na luzie, zaśmiewając się z byle pierdół.
Nawet nie zwracali uwagi na czas. W pewnym momencie Kotetsu, do łez zaśmiewając
się z jakiejś historyjki Deidary, pociągnął nosem i zmarszczył brwi.
– Ty, coś się pali… – mruknął, odchrząkując nieznacznie.
– C-Co? – spytał zdezorientowany blondyn, uśmiechając się
głupkowato.
– COŚ SIĘ PALI!
– Ale… O rzesz kurwa mać! – wrzasnął i pognał do kuchni.
Brunet przyglądał się wejściu do kuchni, w którym przed sekundą zniknął długowłosy
chłopak. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu zrozpaczony
krzyk Deidary. – Nieee... – Podniósł się powoli i przeszedł do pomieszczenia.
Na miejscu dostrzegł Deidarę z przypalona pizzą w dłoniach i kolejnymi trzeba
nadal w piekarniku. – Tsuki mnie zabije. – jęknął płaczliwie, wpatrując się z
rezygnacją i rozpaczą w czarne kawałki salami.
Kotetsu zamyślił się, a potem bez słowa sięgnął po
telefon. Deidara zerknął na niego, nic nie rozumiejąc. Dopóki go nie usłyszał.
– Halo? Pizzeria? – Otworzył oczy szerzej. No on chyba
nie chce zamawiać teraz pizzy? Przecież Tsu od razu się pokapuje! – Tak,
dzięki. – skończył rozmawiać i odłożył telefon na blat. Przeniósł wzrok na
blondyna, natrafiając na jego niedowierzające spojrzenie. – Nie patrz się tak.
Wietrz tu, a ja zaniosę to psu. – Nie czekając na odpowiedź zabrał z rąk
chłopaka nieudany wypiek i wyszedł, trzaskając lekko drzwiami. Douhito
przyglądał się chwilę miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał Kotetsu, a potem
jak oparzony zaczął wietrzyć kuchnię. Po chwili wrócił czarnowłosy i pomógł mu
ogarnąć miejsce pracy. Co, jak co, ale w tym wypadku nie mógłby go zostawić na
pastwę siostry. Jego też kiedyś dorwała i pomimo, że jest młodsza o dwa lata,
to od tej pory już jej nie pyskuje. Jako ośmiolatka była okrutna, więc teraz…
Mimowolnie się wzdrygnął.
Tuż przed w pół do osiemnastej przyjechała pizza.
Niemalże wcisnęli mu w dłoń pieniądze i wyrwali pudełka, po chwili wyganiając i
grożąc, że jak się nie pośpieszy to poszczują go psem. Przerażony chłopak
czmychnął do auta i odjechał.
Błyskawicznie wydobyli z pudełek gorące jeszcze pizze i
ułożyli w przygotowanym wcześniej pojemniku.
Zabrzmiał dźwięk przekręcanego klucza.
Z przerażeniem spojrzeli na kartony, które Deidara
trzymał cały czas w dłoniach i w akcie desperacji wywalili je przez okno.
Błyskawicznie odwrócili się przodem do wejścia i jak gdyby nigdy nic zaczęli
rozmawiać, opierając się o blat.
– Gotowe? – W przejściu stanęła Tsuki.
– Tak. – odparli w tym samym czasie. Dziewczyna zmrużyła
podejrzliwie oczy, ale nic nie powiedziała.
– Możemy iść?
– Możemy.
– Kotetsu, zbieraj się, zawieziesz nas. – skinęła na
brata i wyszła, zostawiając całą resztę na głowie chłopaków.
***
Deidara zerkał to na Tsuki,
siedzącą obok i wpatrzoną w mijane domy, to na
prowadzącego samochód Kotetsu. Starszy chłopak co chwila spoglądał na
niego w lusterku. Prawdopodobnie uratował mu dupę. Co nie zmienia faktu, że
blondyn nadal mu nie ufał.
Całą drogę do Yami pokonali praktycznie w całkowitej
ciszy, czasem tylko przerywanej przez Tsu. W końcu zatrzymali się na trawniku
przed domem dziewczyny. Czarnowłosa wysiadła z auta i skinęła ręką na obu
chłopaków, dając im do zrozumienia, że to oni mają nosić toboły. No cóż. Jest
silna i w ogóle, ale teraz jakoś nie chce jej się tachać czegokolwiek.
Zadzwoniła do drzwi, które po chwili otworzył go jakiś
szatyn. Uśmiechnęła się do niego nieznacznie.
– Hej, Izumo. – mruknęła, i nie czekając na odpowiedź
przecisnęła się obok i skierowała do salonu.
– Cześć. – westchnął. Nigdy się chyba nie przyzwyczai do
ich samowolki. – Yo. – skinął Deidarze, przepuszczając go w drzwiach. Blondyn
odmruknął coś pod nosem i pognał do kuchni. Chyba było mu ciężko. Izumo już
miał zamykać drzwi, gdy nagle ktoś w nie bezceremonialnie kopnął.
– Jeszcze ja! – Usłyszał oburzone warkniecie.
Zdezorientowany odwrócił się do przybysza.
– Prze- Przepraszam. – wydukał, odbierając od
nieznajomego siatki z zakupami. Chwilę przyglądali się sobie, dopóki obok nie
pojawiła się Tsu. Zupełnie, jakby wyrosłą z podziemi. Chrząknęła znacząco,
przywracając tym samym urzeczonych chłopców do porządku. Zerknęła wymownie na
brata Hattori, a ten momentalnie odwrócił się na piecie i czmychnął do kuchni.
Czarnowłosa odwróciła się do brata, obdarzając go złośliwym uśmieszkiem, na co
nieznacznie się zarumienił.
– Jeszcze tu jesteś?
– Właśnie wychodziłem… – bąknął i skierował się do auta.
Tsuki przyglądała mu się moment, a potem westchnęła cicho. Szkoda. Naprawdę,
szkoda…
Deidara zerknął na telefon; dostał smsa od Soli.
Przeczytał go i jęknął cicho. Dziewczyna napisała, że już kierują się z
powrotem
– Ludzie, streszczajcie się! Wracają! – krzyknął. Zostały
im co prawda same pierdoły, typu nasypanie chrupek do miski. Tylko, że tych
pierdów było od groma.
– Jak to wracają?! Mieli być po osiemnastej! – warknęła
Tsu, gwałtownie rozrywając paczkę orzechowych chrupek Bingo i równie gwałtownie
wsypując ją do miski. Sasori stojący obuch chrząknął znacząco i pokazał jej
zegarek, stukając w niego palcem.
Osiemnasta trzy, przerażona odczytała z małej tarczy.
– Dlaczego wy się tak opierdalacie?! – wrzasnęła na nich.
Wszyscy jak na zawołanie przyśpieszyli to, co akurat robili. Tobi zaczął pisać
coś po balonach, ale Isabel brutalnie wyrwała mu marker i kazała zrobić coś
pożytecznego. Na pytanie „co?” otrzymał jednoznaczną odpowiedź. „Siedź na dupie
i niczego nie dotykaj” warknęli wszyscy jednocześnie, przez co z wrażenia
usiadł w kącie. Każdy uwijał się jak mógł. Tsuki zadziwiająco spodobało się
dyrygowanie innymi, więc chodziła po całym domu, co chwila wtrącając uwagi i
ewentualnie coś poprawiając. Kilka razy nawet porozstawiała po katach rodziców
i brata Yamiko, co skomentowali niedowierzającymi prychnięciami. Ushio z kolei
z każdym razem musiała ich przepraszać, bo czarnowłosa jakoś nie specjalnie się
nimi przejmowała. No boże, impreza była ważniejsza!
Ledwo uwinęli się z ostatnimi czynnościami, usłyszeli
dźwięk otwieranych drzwi i rozmowę.
– Ja nadal nie rozumiem, po co wy chcecie do mnie iść… –
mruknęła z powątpieniem Yami, przekraczając próg domu. Wszyscy momentalnie
znieruchomieli. – Wró… – przerwała w pół słowa na widok całej swojej paczki
zebranej w salonie. – …ciłam… Co wy tu wszyscy robicie? – mruknęła zszokowana,
obiegając ich zdezorientowanym spojrzeniem.
– No chyba nie sądziłaś, że puścimy cię stąd bez
przykładnego pożegnania? – Soli podeszła do niej i położyła jej dłoń na
ramieniu. To impreza dla ciebie.
Dziewczyna rozejrzała się oszołomiona po pomieszczeniu, a
zaraz potem na jej twarzy wykwitł ogromny, wesoły uśmiech.
– No to czas na imprezkę! – wykrzyknął Hidan, nie czekając na dalsze reakcje
Yami. Co tam go obchodzą wzruszenia czy jakieś tam inne głupie rzeczy. Chciał
się pobawić, a nie tylko stać i przyglądać się, jak dziewczyny żegnają się z
koleżanką ze łzami w oczach… Blee…
Soli tylko westchnęła i przepuściła tego debila dalej.
Nie minęła nawet godzina, a w ruch już poszły pierwsze
butelki. Kakuzu uparcie podsuwał pod rękę kolejnych ofiar swój ‘specjał-na-potencjał’,
jednak Domino dzielnie niweczyła jego okrutne plany, upychając je z powrotem w
rogu stołu. Nadal była zła, więc robienie mu na złość sprawiało dziewczynie nie
lada frajdę. Ich uwagę w pewnym momencie zwróciła zajadła kłótnia. Początkowo spodziewali
się zastać, jak zwykle, Tsuki i Sasoriego, skaczących sobie do gardeł. Wielkim
zaskoczeniem był więc dla nich widok Hidana i Soli, oraz dopingującej ich Yami,
siedzącej na kolanach dziwnie przybitego Tobiego. Po chwili umilkła reszta, z
zaciekawieniem przyglądając się sprzeczce.
–… Ale dlaczego nie?! – burknął Hidan do stojącej tyłem
do niego Soli. Wyglądała na nieźle podminowaną.
– Bo jeszcze mi życie miłe. – syknęła, nie racząc nawet
na niego zerknąć.
– Ranisz mnie!
– Przeciez lubisz, jak się tobą pomiata. – sarknęła,
ostentacyjnie sprawdzając- jak zwykle idealny- stan swoich paznokci. Hidan
prychnął pod nosem coś niezrozumiałego.
Itami wraz z Tsuki, pomagając sobie nawzajem nie wjebać
się w coś, lub w najgorszym wypadku kogoś, dotarły w jednym kawałku do Yamiko.
Tuż przy fotelu Mangetsu potknęła się o „jakieś gówno” i poleciała w przód,
ciągnąc za sobą It. Koniec konców wylądowały na kolanach Yami. I o ile
dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem, o tyle Tobi jęknął cicho, gdy podczas lądowania
Duetu ucierpiał jego sprzęt.
– Kurwa… – warknęła Tsu, podnosząc się na rękach. – Te,
Yami… O co im poszło? Pierwszy raz widzę, żeby aż tak się na niego wkurwiła.
I Yami streściła im w skrócie całe zajście. Ich zakład i „kary”
za przegranie. Dziewczyny przyglądały się koleżance w milczeniu, a potem jak na
znak pisnęły głośno. Znaczy, Tsuki pisnęła z podekscytowania, a Itami
odruchowo, bo właśnie zleciała na dupę. Mangetsu doskoczyła jednym susem do
Soli i uczepiła się jej ramienia.
– Jak słoooodkoooo! – zaszczebiotała.
– C-Co?
– Zgódź się, Soli! Zgódź się, zgódź!
– Na co? – wydukała zdezorientowana Shiroi.
– Na jego propozycję! – Tsu wskazała na Hidana, cały czas
się szczerząc. Soli otworzyła szeroko oczy i przeniosła spojrzenie na Yami.
Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco i wzruszyła ramionami.
– I ty Brutusie… – jęknęła zrozpaczona, robiąc przy tym face
palma. Czemu oni wszyscy się na nią uwzięli? Najpierw ten debil, potem Yami, a
teraz Tsu. A jak ona się dowali, to do końca jej zasranej egzystencji nie da
jej spokoju. Miała dodać coś jeszcze, ale w momencie gdy zobaczyła jak Tsuki,
razem z Hidanem zresztą, rozmawiają żywiołowo o domniemanym „ślubie”, zamknęła
usta z powrotem. Zamiast tego podeszła do Deidary i bez skrupułów oznajmiła, że
Tsu powinna zostać abstynentką. O dziwo się zgodził.
Potem, jak można się było spodziewać, radosna
nowina obiegła całe towarzystwo i wszyscy, może z wyjątkiem chłopaków,
Ush i Is posyłali jej znaczące spojrzenia i uśmieszki.
– Widzisz kochanie? Nawet oni twierdzą, że to dobry
pomysł., – mruknął Hidan, zalotnie obejmując ją ramieniem.
– Tak się składa, że mnie to akurat gówno obchodzi. –
odparła słodko.
– Jeszcze się zgodzisz. Zobaczysz. – zachichotał, skradając
jej pocałunek. Soli w pierwszej chwili odwzajemniła pieszczotę, ale moment
potem, czując na sobie wścibskie spojrzenia opamiętała się i stanowczo odsunęła
chłopaka na długość przedramienia.
– Śnij dalej. – mruknęła i ruszyła w kierunku Isabel i
Ushio.
Nastał w
końcu ranek, który zadziwiająco szybko stał się południem. Wszyscy zgodnie
pomagali sprzątać po imprezie. Ku niezadowoleniu Kakuzu, jego specjały zostały
dzielnie wybronione przez Domino. No cóż. Jeszcze będzie okazja. Powoli i
nieubłaganie zbliżała się czternasta, a z każdą sekundą coraz bardziej
markotnieli. Każdy zwolnił z wykonywaniem swojej pracy, jak najbardziej starając
się oddalić moment w którym Yami wyjedzie.
– Dobra dzieciaki, kończcie, musimy niedługo wyjeżdżać. – poganiał ich pan
Hattori. Skrzywili się, ale posłusznie dokończyli sprzątanie. Potem ojciec
Yamiko wraz z jej bratem i chłopakami zaczął wynosić kolejne torby. Dziewczyny
natomiast siedziały na trawie, ze złością śledząc chodzących w tę i z powrotem
chłopaków.
W końcu wszystko było gotowe do drogi. Rodzice dziewczyny
wsiedli do auta, podobnie Izumo. Yami niechętnie ruszyła w kierunku samochodu.
– Yamiko. – zatrzymała się, słysząc głos Tobiego.
Obejrzała się na przyjaciół. – Jeszcze my. – mruknął cicho.
– Pośpieszcie się! – warknął pan Hattori.
– Kurwa człowieku, daj się pożegnać! – krzyknęła Tsuki, gromiąc
go wzrokiem. Mężczyzna zamilkł i wyraźnie rozeźlony z powrotem zajął miejsce za
kierownicą – To tego… – zwróciła się do dziewczyny. – Pierdole, nie umiem się żegnać.
– westchnęła ciężko i wtuliła się w Yami. – Rzadko się tulę, czuj się zaszczycona.
– oznajmiła.
– Tsuki, jędzo. Zajebałaś mi tekst. – warknęła It i szarpnęła
za bluzkę czarnowłosej, odciągając ja od drugiej dziewczyny. – To będzie
najbardziej chujowe pożegnanie, ever. – mruknęła i uśmiechnęła się krzywo. Yami
parsknęła śmiechem i uprzedziła ją, sama się przytulając. – Nie zapominaj tam o
nas.
- Żebyś nas czasem tam nie olała dla jakiś innych szmat - pouczyła Soli, obejmując ją przyjaźnie. - jak będzie okazja wrócić wcześniej, wracaj.
- Wrócę - oznajmiła Yami. - mam przecież fuchę świadka na waszym ślubie - uśmiechnęła się do zirytowanej tą wypowiedzią przyjaciółki. Następnie podeszła Domino ciągnąc Saifu za sobą
- Trzymaj się mała, napisz czasem do nas. - zaśmiała się czochrając dziewczynie włosy. Szturchnęła łokciem swojego chłopaka
- Do zobaczenia. - wymamrotał Kakuzu
- Po raz pierwszy powiedziałeś do mnie coś miłego. - wzruszyła się Yamiko i przytuliła się do chłopaka. Saifu już chciał ją odepchnąć gdy dostrzegł spojrzenie swojej dziewczyny które mówiło "Odpuść ten jeden raz". Kakuzu ostatecznie pozwolił się przytulać Yami i tylko ją poklepał lekko po plecach. Gdy dziewczyna się odsunęła i podeszła do pozostałych
- Masz do nas pisać, dzwonić i odwiedzać w wakacje. - rzekła Ush. Hattori pokiwała głowa po czym obie dziewczyny się rozpłakały i zaczęły się przytulać. Po chwili Nagato odciągnął swoją dziewczynę
- Do zobaczenia. - odrzekł tuląc Tachibane. Do Yamiko podeszła Is przytulając ją mocno
- Słowa nie wyrażą jak będę tęsknić, dlatego mam nadzieję że zrozumiesz to poprzez ten mocny uścisk. -
- Ro...Rozumiem. - wysapała Hattori po czym została uwolniona z uścisku który doprowadził do braku tchu
- Na razie. - rzekł Deidara klepiąc dziewczynę po ramieniu
- Do zobaczenia. - odrzekł Hidan przytulając dziewczynę, co nie spodobało się Soli, ale tym razem odpuściła
- Papa. - rzekł krótko Sasori, Yami uśmiechnęła się lekko gdy podszedł do niej Itachi
- I co te biedne dziewczyny zrobią bez ciebie. - zażartował sobie Uchiha lekko obejmując Hattori. Yamiko uśmiechnęła się do wszystkich, choć było jej bardzo smutno, głównie z przyczyny że Tobi gdzieś przepadł. Nagle jej chłopak wziął dziewczynę na ręce i przytulił ją mocno
- Będę baaardzo za tobą tęsknił. Odwiedź mnie kiedyś, bez ciebie Tobi będzie smutny. -
- Oczywiście że odwiedzę was kiedyś. - rzekła Yami przytulając swojego chłopaka, a z jej oczu popłynęły łzy. Gdy została postawiona na ziemi, Uchiha podarował jej małe pudełko. Otworzyła je i wyciągnęła gruby notesik. Otworzyła go i ze wzruszenia płakała tak bardzo że miała aż przemoczoną koszulkę. W notesiku były wszystkie wspólne zdjęcia z śmiesznymi dopiskami od każdego. Rozbrzmiał klakson
- Muszę już iść. Dziękuję wam wszystkim za tak cudowny prezent, za te wszystkie wspomnienia... Obiecuję że jeszcze do was wrócę, a na razie powiedzmy sobie "Do zobaczenia" - rzekła dziewczyna i weszła do samochodu. Wszyscy zaczęli jej machać na pożegnanie krzycząc jakieś miłe słowa. Niektórzy płakali, inni tylko byli smutni, a reszta udawała że ich to nie obchodzi. Gdy samochód zniknął im z oczu Tsu sięgła po telefon
- Yami, pamiętaj o nas bo inaczej zatłukę. - rzekła do komórki. Rozległ się krótki śmiech Yami na głośno mówiącym po czym chwila ciszy
- Wy też nie zapomnijcie o mnie. - odrzekła Hattori
- Nigdy! - rzekli wszyscy chórkiem i po raz ostatni się pożegnali.
- Żebyś nas czasem tam nie olała dla jakiś innych szmat - pouczyła Soli, obejmując ją przyjaźnie. - jak będzie okazja wrócić wcześniej, wracaj.
- Wrócę - oznajmiła Yami. - mam przecież fuchę świadka na waszym ślubie - uśmiechnęła się do zirytowanej tą wypowiedzią przyjaciółki. Następnie podeszła Domino ciągnąc Saifu za sobą
- Trzymaj się mała, napisz czasem do nas. - zaśmiała się czochrając dziewczynie włosy. Szturchnęła łokciem swojego chłopaka
- Do zobaczenia. - wymamrotał Kakuzu
- Po raz pierwszy powiedziałeś do mnie coś miłego. - wzruszyła się Yamiko i przytuliła się do chłopaka. Saifu już chciał ją odepchnąć gdy dostrzegł spojrzenie swojej dziewczyny które mówiło "Odpuść ten jeden raz". Kakuzu ostatecznie pozwolił się przytulać Yami i tylko ją poklepał lekko po plecach. Gdy dziewczyna się odsunęła i podeszła do pozostałych
- Masz do nas pisać, dzwonić i odwiedzać w wakacje. - rzekła Ush. Hattori pokiwała głowa po czym obie dziewczyny się rozpłakały i zaczęły się przytulać. Po chwili Nagato odciągnął swoją dziewczynę
- Do zobaczenia. - odrzekł tuląc Tachibane. Do Yamiko podeszła Is przytulając ją mocno
- Słowa nie wyrażą jak będę tęsknić, dlatego mam nadzieję że zrozumiesz to poprzez ten mocny uścisk. -
- Ro...Rozumiem. - wysapała Hattori po czym została uwolniona z uścisku który doprowadził do braku tchu
- Na razie. - rzekł Deidara klepiąc dziewczynę po ramieniu
- Do zobaczenia. - odrzekł Hidan przytulając dziewczynę, co nie spodobało się Soli, ale tym razem odpuściła
- Papa. - rzekł krótko Sasori, Yami uśmiechnęła się lekko gdy podszedł do niej Itachi
- I co te biedne dziewczyny zrobią bez ciebie. - zażartował sobie Uchiha lekko obejmując Hattori. Yamiko uśmiechnęła się do wszystkich, choć było jej bardzo smutno, głównie z przyczyny że Tobi gdzieś przepadł. Nagle jej chłopak wziął dziewczynę na ręce i przytulił ją mocno
- Będę baaardzo za tobą tęsknił. Odwiedź mnie kiedyś, bez ciebie Tobi będzie smutny. -
- Oczywiście że odwiedzę was kiedyś. - rzekła Yami przytulając swojego chłopaka, a z jej oczu popłynęły łzy. Gdy została postawiona na ziemi, Uchiha podarował jej małe pudełko. Otworzyła je i wyciągnęła gruby notesik. Otworzyła go i ze wzruszenia płakała tak bardzo że miała aż przemoczoną koszulkę. W notesiku były wszystkie wspólne zdjęcia z śmiesznymi dopiskami od każdego. Rozbrzmiał klakson
- Muszę już iść. Dziękuję wam wszystkim za tak cudowny prezent, za te wszystkie wspomnienia... Obiecuję że jeszcze do was wrócę, a na razie powiedzmy sobie "Do zobaczenia" - rzekła dziewczyna i weszła do samochodu. Wszyscy zaczęli jej machać na pożegnanie krzycząc jakieś miłe słowa. Niektórzy płakali, inni tylko byli smutni, a reszta udawała że ich to nie obchodzi. Gdy samochód zniknął im z oczu Tsu sięgła po telefon
- Yami, pamiętaj o nas bo inaczej zatłukę. - rzekła do komórki. Rozległ się krótki śmiech Yami na głośno mówiącym po czym chwila ciszy
- Wy też nie zapomnijcie o mnie. - odrzekła Hattori
- Nigdy! - rzekli wszyscy chórkiem i po raz ostatni się pożegnali.
Żygam tęczą…
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam czegoś tak świetnego i długiego O.o Nie No, dobra… Jakoś trzy dni temu…
SOLI! ZGÓDŹ SIĘ!!! < tłum skanduję to zdanie>
Haha :D Is jakaś taka romantyczna się zrobiła ;)
Czemu z Kakuzu to taki (za przeproszeniem) chuj pojebany? ;_;
Ach i Och. Soli sprytniejsza od siwego terrorysty ;)
Pozdrawiam i przepraszam, że nie komentuję, ale mi się nie chce ):
Kurwa, poryczałam się.
OdpowiedzUsuńNie wierzę, ale jak żegnali Yamiko, łzy same mi leciały, bo wbrew pozorom jestem strasznie wrażliwa .
Yami, ja Ci życzę, żebyś kiedyś do nas wróciła.Każdy za Tobą tęskni ;*.
A co do Kakuzu ... pożycz mi tę nalewkę.Chętnie doleję komuś tam.Najlepiej pani od matmy.
Soli, zgódź się, kochana :) Hidan będzie dobrym mężem ...chyba.
Papapapapa!
Jezu! Ja prawie się poryczałam na końcu!
OdpowiedzUsuńYami wróć do nas jak najszybciej!
Kakuzu ty nasz kochany materialisto... Niezły pomysł :)
Ty a załatwisz mi taką nalewkę? Z chęcią na babie od matmy i starej od niemca był tego użyła...
Soli! Moja droga zgódź się! Hidan ja ci dopinguję :)
Ale masz się postarać!!
Czemu wy mi tak źle życzycie... :(
OdpowiedzUsuńNo, nie pakusiaj xd .Nie będziesz mogła narzekać na brak współżycia małżeńskiego :-)
Usuńale na "Hidaniątka" będę mogła narzekać ;___;
UsuńOj tam, oj tam.
UsuńBędzie więcej jashinistów :D
Soli, będę wredna, ale się dołączę. ZGÓDŹ SIĘ! Już Ci odpuszczę te Hidaniątka, ale zgódź się...
OdpowiedzUsuńMatko, kocham takie rozdziały, choć czyta się je niesamowicie długo. Ale to w sumie dobrze. Obyście zawsze miały tyle weny, chęci i świetnych pomysłów, by powstawały takie cudeńka jak to ;D
Pozdrawiam i dobrej nocki życzę ;D
Nie, spadaj...
UsuńŚwietny rozdział, bardzo sie wzruszylam ;c
OdpowiedzUsuńhttp://jadowitezolwie.blogspot.com/