Promienie
słoneczne wpadające przez niezasłonięte okno radośnie podrażniły oczy
dziewczyny. Zaklęła pod nosem, obróciła się na brzuch i ukryła twarz w
poduszce. Leżała tak chwilę, a potem uniosła się na łokciach, marszcząc lekko
brwi. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że cała pościel pachniała Sasorim...
A to
było dziwne.
Potrząsnęła
głową. Pewnie jej się zdawało.
Na
wpół przytomna zgramoliła się z łóżka i podreptała w kierunku łazienki. Już
wyciągała dłoń, żeby otworzyć sobie drzwi, ale… O dziwo ich tam nie było.
Wydając z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, wyrażający jej zdumienie, uniosła
wzrok. W miejscu, gdzie zazwyczaj znajdowały się ciemnobrązowe drzwi z
przyczepioną do nich dwoma tarczami do rzutek- jedna z podobizną Skorpiona,
druga Sasuke- znajdowało się teraz wysokie lustro. Przez chwilę przypatrywała
się swojemu odbiciu. Chyba… Z głupkowatą miną wpatrywała się w czerwono włosego
chłopaka. Kilka razy zlustrowała go od góry do dołu. Poruszyła ręką- on zrobił
to samo.
― Co do kurwy… ― wydukała. Zerknęła w dół,
na szorty, w których spała. Przez krótki moment wahała się, a potem,
wstrzymując oddech, chwyciła gumkę i odchyliła ją. Ukradkiem zapuściła żurawia
do środka i sekundę później wyprostowała się gwałtownie. Zapadło milczenie.
Dziewczyna oddychała płytko, otwierając szeroko oczy.
A
potem w pokoju rozległ się głośny wrzask.
Nie minęło pół godziny, a już
znalazła się pod domem Hidana. Nie było to może najlepsze wyjście… W końcu
Hidan, to Hidan. Ale mieszkał najbliżej, no i się lubili.
Bez
zastanowienia dopadła do drzwi i ignorując fakt, że o godzinie dziewiątej rano,
w sobotę, wszyscy najpewniej śpią, zaczęła na przemian dzwonić i dobijać się do
drzwi.
W
końcu usłyszała pośpieszne kroki, a chwilę później otworzył siej Siwy, we
własnej osobie.
― Hidan kurwa ja pierdole
pomóż mi kurwa! ―
wykrzyczała na jednym tchu i nie czekając na zaproszenie, dopchała się do
przedpokoju.
― Ty też?! ― pisnął chłopak. Dopiero
teraz zauważyła, że jest szczelnie opatulony kocem i kurczowo dociska dłoń do
krocza.
― U- Ush? ― Zamrugała zdezorientowana.
― Tsu~! ― zawyła zrozpaczona Ushio i
puściła materiał, którym się wcześniej owijała. Doskoczyła do Tsuki, uwięzionej
w ciele Sasoriego i zaniosła się rozpaczliwym szlochem.
― C-
Co do… Ej. Ej! Odsuń się ode mnie z tym!
― Mangetsu cofnęła się
gwałtownie, wskazując na namiocik w spodniach kumpeli. Nie, żeby coś, ale to
mimo wszystko ciało Hidana.
― Pomóż mi! ― ponownie pisnęła
brązowowłosa.
― Sama sobie pomóż, co ja
jestem!?
― Niby jak!?
― No zwal sobie!
― Nie! ― wydarła się dziewczyna.
Zapadło
nieznośne milczenie, przerywane jedynie przez zegar potykujący w drugim pokoju.
Tsuki zerknęła ukradkiem na Ushio… A raczej Hidana. Chłopak skulił się w sobie
i drżał od powstrzymywanego płaczu. Wyglądał, jakby za chwilę miał się załamać.
Westchnęła ciężko.
― Dobra chodź. ― mruknęła. Siwowłosy
wytrzeszczył na nią oczy i momentalnie oblał się wściekłym rumieńcem. ― Nie o to mi chodziło, co ty
sobie wyobrażasz?! ―
obruszyła się, widząc jego minę.
Skierowali
się na piętro, gdzie mieścił się pokój chłopaka. Tsu rozejrzała się po
pomieszczeniu. Znają się prawie pół roku, a nigdy tu nie była…. Nawet do
Sasoriego zdarzyło jej się kiedyś wpaść… Na dwie minuty, ale zawsze. Zaczynała
żałować, ze to nie z Hidanem się zamieniła. O wiele bardziej odpowiadało jej
robienie za Siwego, niż tego zadufanego w sobie bubka, nazywającego siebie
„artystą”. Wróciła do przerwanych oględzin.
Wszędzie
wisiały plakaty z różnorakich Ecchi, Yuri, Tentacle i Hentaiów, a w honorowym
miejscu na łóżku walały się wielkie poduchy z podobiznami gołych panienek. Po
przeciwległej ścianie, na wprost łóżka wisiał telewizor, a pod nim znajdowała
się pokaźna biblioteczka z mangami i filmami. Obok miało swoje miejsce czarne
biurko i laptop. W pewnej chwili jej uwagę przykuło dziwnie znajome pudełko z
DVD. Mrużąc oczy, podeszła do mebla i chwyciła je w dłoń.
― A to skurwiel! Mówił, że go
nie ma! ― wysyczała,
całkowicie zapominając o Ushio. Z prędkością światła wsunęła film do plecaka,
który zabrała z szafy Akasuny i zaczęła myszkować po pokoju Siwego.
― Tsu… ― jęknęła cichutko Ush,
przyglądając się, jak Sasori skacze od szafki do szafki i przekopuje się przez pierdzielnik
Hidana.
― A, tak. Sorki. ― Chłopak wyprostował się
gwałtownie i zarył głową o regał wiszący na ścianie. ― Kurrrrwa. ―
wywarczał, dociskając obie dłonie do bolącego miejsca. ― Hmmm, pomyślmy… ―
zastanowił się i wbił wzrok w krocze Shinjyi, przyprawiając go o kolejny
rumieniec. ― Naprawdę
nie możesz po prostu…?
― Odpada! ― zaprzeczył niemalże
natychmiast.
― No to… Eh. Co cię obrzydza?
― mruknął cicho Sasori.
Hidan zmarszczył brwi i zastanowił się chwilę.
― Wszystko, co z wiązane z…
Tym. ― wydukał Siwy.
― No to teraz to sobie
wyobraź. ― podsumował
Akasuna.
W tym samym czasie budził się również Sasori. Nie
otwierając oczu, obrócił się na brzuch. Poleżał chwilę, zanim stwierdził, że
coś uwiera go w klatkę piersiową. Wsunął pod siebie dłoń, chcąc wyciągnąć tą
kołdrę, poduszkę, czy co to tam było i dalej spać. Niczego jednak nie napotkał.
W każdym razie nic, czego by się spodziewał.
― Co jest? ― syknął i podniósł się
gwałtownie, dociskając dłonie do klatki piersiowej. Pomacał trochę. ― Cycki. ― mruknął obojętnie. ― CYCKI?! ― wydarł się po chwili, gdy
dotarło do niego to, co przed sekundą stwierdził. Przerażony cofnął się w tył.
Gdy skończyło się łóżko, na ułamek sekundy zawisł w powietrzu, by za moment z impetem
gruchnąć o podłogę. Obolały podniósł się na łokciach. Dopiero teraz rozejrzał
się po pokoju. Całe ściany oblepione były plakatami z mang i anime, najczęściej
Yaoi, chociaż „normalnych” też nie brakowało. Jego wzrok zatrzymał się na
drzwiach-prawdopodobnie do łazienki- a ściślej rzecz biorąc na tym, co na nich
wisiało. Zdezorientowany przenosił spojrzenie z jednej tarczy, na drugą.
Pierwsza miała na środku przypięte jego zdjęcie, druga- zdjęcie młodszego z
Uchihów. Przełknął bezgłośnie ślinę, widząc pióropusz rzutek powbijanych w
swoją twarz.
Znał
tylko jedną dziewczynę, która byłaby do tego zdolna.
― Bóg mnie nienawidzi. ― szepnął, rozglądając się po
terytorium tej diablicy, Tsuki. Zauważył kilka ramek na zdjęcia stojących na
komodzie i resztę fotografii przyszpilonych do tablicy korkowej. Podszedł do
mebla. Uważnie przyjrzał się wszystkim zdjęciom. Głównie ona z Deidarą, lub
Itami. Chociaż pozostałych z paczki też nie brakowało. No proszę, miała nawet
zdjęcia z ich wypadu do knajpy. Gdy w tle za dziewczynami dostrzegł najebanego
w trzy dupy Sasuke, tańczącego na rurze tak, jak go Matka Natura stworzyła,
mimowolnie parsknął śmiechem.
Zerknął
kątem oka na wklęsłą szafę. Rozsuwane, lakierowane, czerwone drzwi połyskiwały
w słońcu, zachęcając do zajrzenia do środka. Niepewnie skierował się w tamta
stronę. Zatrzymał się przed drzwiami i zastanawiając się, czy nie znajdzie tam
jakiegoś ciała, lub sterty wysuszonych kości, odsunął jedne drzwi
przesłaniające wnękę w ścianie. Jego oczom ukazały się niewinnie wyglądające
ubrania. Głównie czarne. Choć były też szare, białe i kilka brązowych lub
niebieskich. Nie były też jakoś specjalnie
zróżnicowane. Kilka par jeansów, skórzana kurtka i kilka bluz. No i bluzki. W większości męskie tiszerty, chociaż bardziej przylegających bokserek też nie brakowało. Zerknął w dół.
Aha, jednak nie wszystko na czarno! Na
samym dole szafy stały w równym rządku trampki we wszystkich kolorach tęczy,
oraz kilka ze wzorami.
Przynajmniej
na różowo się nie nosi, stwierdził z ulgą i wyciągnął pierwszy lepszy zestaw,
który nawinął mu się pod rękę, a potem schylił się po czerwone buty.
Minęła
godzina, zanim całkowicie ubrany stanął z powrotem w pokoju. Z dziesięć minut
męczył się z biustonoszem. Kilka razy widział, jak It zapina go bez większych
trudności, zwyczajnie odginając ręce do tyłu i majstrując coś przy zapince,
więc stwierdził, że to nie może być takie trudne… Przeliczył się.
Już
chciał wyjść, ale stwierdził, ze w tych długich włosach jest mu strasznie
gorąco. A jedyne, co umiał zrobić to kucyk i dwa warkocze…. Zdecydował się na
to drugie. Bo skoro już ma do dyspozycji ciało Tsuki, to czemu by jej trochę
nie pownerwiać…?
Wyszedł
z pokoju, kierując się do kuchni. Drogę jako tako pamiętał jeszcze z maratonu u
dziewczyny, więc nie błądził zbytnio.
Zjadł
szybkie śniadanie i jeszcze szybciej wybył z domu Mangetsu, kierując swoje
kroki do It, mieszkającej dwie przecznice dalej.
Siedzieli obok siebie w grobowej
ciszy. Hidan ze spuszczoną głową, Sasori uparcie gapiący się w okno. Ush wolała
przemilczeć swój…. Wcześniejszy stan, a Tsuki jakoś nie naciskała. Była zbyt
załamana obecnym ciałem, w którym się znajdowała.
― Hmm… Tak się zastanawiam… ― czerwonowłosy w końcu
przerwał nurtującą ciszę.
― Nad? ― mruknął Shinjya.
― Bo skoro my mamy ciała
chłopaków… To znaczy, że oni mają nasze? ―
Uniósł lekko brwi. Obie dziewczyny zastanowiły się nad tym. W sumie, miałoby to
sens. O ile coś tak surrealistycznego, jak zamiana ciał można w ogóle nazwać
sensownym. Nagle Ush poderwała się do góry. ―
Co jest?
― S-
Skoro ja mam ciało Hidana, to… To… TO ON MAM MOJE! ― pisnęła, łapiąc się za
głowę.
― O
kurwa. ― bąknęła tylko Tsuki i bez słowa wybiegła z pokoju
―
Gdzie idziesz?!
―
Zaraz wrócę! Ubierz się jakoś normalnie.― rzuciła jeszcze i po chwili już jej
nie było.
Ushio,
wedle prośby kumpeli, zaczęła przeszukiwać szafę chłopaka w poszukiwaniu czegoś
znośnego do włożenia. Z tryumfem dorwała stare pudło na dnie, a z niego
wydobyła pomiętą, jasnooliwkową koszulę i uroczy- według niej- fioletowy
sweterek.
Szybko przeszła do salonu, gdzie po chwili zaciętych poszukiwań znalazła deskę do prasowania i żelazko. Już po chwili zręcznie zaczęła prasować nowe ubranie dla chłopaka.
Ledwo zdążyła dopiąć guziki koszuli, usłyszała za sobą kroki. Obróciła się, natrafiając na zdezorientowana kobietę. Dziewczyna stwierdziła, że musi być matką Hidana, więc uśmiechnęła się ciepło.
Szybko przeszła do salonu, gdzie po chwili zaciętych poszukiwań znalazła deskę do prasowania i żelazko. Już po chwili zręcznie zaczęła prasować nowe ubranie dla chłopaka.
Ledwo zdążyła dopiąć guziki koszuli, usłyszała za sobą kroki. Obróciła się, natrafiając na zdezorientowana kobietę. Dziewczyna stwierdziła, że musi być matką Hidana, więc uśmiechnęła się ciepło.
― Dzień dobry. ― skinęła jej głową i
odłożyła wszystko na miejsce, by następnie pognać z powrotem do pokoju.
― Dzie- Dzień dobry… ― wydukała pani Shinjyia,
odprowadzając syna zmartwionym spojrzeniem.
Ushio
weszła do łazienki. Stanęła na przeciwko umywalki i otworzyła wiszącą nad nią
szafkę. W środku standardowo znalazła pastę, szczoteczkę, jakiś dezodorant… Był
tez płyn do soczewek i zestaw małych szkiełek, a tuż obok leżał pokrowiec na
okulary. Zamyśliła się, przenosząc spojrzenie to na okulary, to na szkła, aż w
końcu zdecydowała się na to pierwsze. Wyjęła je z pudełeczka i wsunęła na nos.
Potem szybko umyła żeby i przejrzała się w lustrze.
― No i ekstra. ― Uśmiechnęła się z
zadowolona z efektu, jaki osiągnęła w tak krótkim czasie. ― Wreszcie wyglądasz jak człowiek.
Postanowiła,
że nie skorzysta z żelu i zostawi włosy naturalne. Rozczesała je tylko i
odgarnęła z oczu, choć niewiele to dało. Warknęła coś pod nosem i wyszła.
Sasori… Znaczy Tsuki powinna już być.
Przechodząc
korytarzem obok lustra zauważyła na stoliku kilka kolorowych spinek. Rozejrzała
się ukradkiem i podwędziła trzy, przystając przed lustrem. Spięła uporczywe
pasma wpadające jej do oczu i po skończonej robocie wyprostowała się dumnie.
― Idealnie. ― stwierdziła i wyszła na
dwór.
Ledwo
stanęła na chodniku, doszedł ją warkot motoru. Zerknęła w bok, i dostrzegła w
oddali mknący ku niej motocykl, a na nim Sasoriego.
No
chyba wątpię, jęknął w myślach.
Tsuki
wyhamowała, jakimś cudem unikając zderzenia ze śmietnikiem i odwróciła się w
stronę siwo włosego. Na widok dzieła Ushio otworzyła szeroko oczy i usta, na
szczeście ona tego nie dostrzegła. Chyba.
― Ja pierdole. ― mruknęła cicho i od razu
odchrząknęła. ― Wsiadaj. ―
Rzuciła Ush wolny kask. Dziewczyna złapała go i spojrzała z powątpieniem na
Sasoriego.
―
Ale…
―
Wsiadaj, będzie szybciej! ― warknął Akasuna. Siwy posłusznie wsunął na głowę
lśniący kask i zajął miejsce za czerwono włosym, kurczowo obejmując go w pasie.
― Gotowa?
―
Nie! Czy ty kiedykolwiek jechałaś motorem?!
―
Raz. ― odparła spokojnie Tsuki ― Na symulatorze. ― dodała i odpaliła silnik.
Sasori był już prawie przy domu
Itami. Całą drogę zastanawiał się, czy ona też się… Zamieniła. I jeśli tak, to
z kim. W duchu modlił się, żeby to nie był Hidan, albo Kakuzu. Shinjya był
nieobliczalny. Szczerze współczuł dziewczynie skazanej na zamienienie się z nim
ciałami. Z kolei Saifu… Był niemal pewien, że od razu sprzedałby motor
dziewczyny. A wtedy najpewniej zacząłby się bolesny, krwawy, brutalny mord.
Z daleka widział już dom dziewczyny, więc przyśpieszył nieco. Jeszcze kilka metrów i będzie na miejscu. Właśnie miał skręcić na ścieżkę prowadzącą do drzwi, gdy usłyszał dziwnie znajomo brzmiący motocykl. Obejrzał się i pierwsze co zobaczył, to swoją czarno czerwoną R6, mknącą po ulicy.
Z daleka widział już dom dziewczyny, więc przyśpieszył nieco. Jeszcze kilka metrów i będzie na miejscu. Właśnie miał skręcić na ścieżkę prowadzącą do drzwi, gdy usłyszał dziwnie znajomo brzmiący motocykl. Obejrzał się i pierwsze co zobaczył, to swoją czarno czerwoną R6, mknącą po ulicy.
Ushio
trzepnęła Tsuki w ramię.
― Patrz! To nie ty tam
idziesz? Znaczy Sasori? ―
Dziewczyna obróciła się we wskazanym kierunku.
― Kurwa co on mi zrobił z
włosami? ― jęknęła. ― Sasori łajzo rozwiąż te
warkocze! ― wydarła
się.
― Tsuki złaź z motoru! ― otrząsnął się z początkowego
szoku i bez zastanowienia ruszył biegiem za dziewczynami.
― Rozpuść mi włosy kretynie!
― Zejdź z motoru!
― Włosy! ― nie dawała za wygraną.
― Uważaj kot! ― wydarła się Ushio. Tsuki
zdezorientowana spojrzała z powrotem na drogę. Tuż przed nią, dosłownie kilka
metrów stał jakiś kocur. Dziewczyna wciągnęła głośno powietrze i na oślep
skręciła w bok, cudem omijając wygrzewającego się na jezdni dachowca.
Sasori
jęknął przeciągle, widząc wyczyny Tsu. Co go obchodziła ona? Motor mu rozwali!
To jest dopiero straszne!
Dziewczyna
jakimś cudem zdołała utrzymać maszynę w pionie. Obejrzała się przez ramię na
Sasoriego. Odrętwiały z przerażenia stał dalej w tym samym miejscu. Nawet z tej
odległości widziała jak trzęsą mu się nogi.
― Pieprzony gnój. ― warknęła pod nosem i
przyśpieszyła.
Sasori odprowadził zrozpaczonym spojrzeniem swoją maszynę,
która po chwili niknęła za zakrętem. W dalszym ciągu roztrzęsiony po ostatniej
akcji z kotem skierował się z powrotem do domu Itami. Zadzwonił do drzwi i
niecierpliwie wybijając palcami o ścianę czekał, aż ktoś mu otworzy. Wreszcie
drzwi się uchyliły, a po drugiej stronie stanęła dziewczyna. Tak w każdym razie
na pierwszy rzut oka wyglądało.
― Kakuzu? ― Itami pokręciła przecząco
głową. ― Hidan?
― Nagato.
― O stary… Nawet nie wiesz
jak mi ulżyło. ―
odetchnął ciężko i wszedł za kumpel do środka. ―
Swoją drogą, to co ty masz na sobie? ―
mruknął, lustrując wzrokiem postać swojej dziewczyny.
― No co? ― bąknęła It i przyjrzała się
sobie. Miała na sobie zwiewną, beżową sukienkę i rzymianki, a włosy związane w
prowizorycznego koczka. Przeniosła obrażone spojrzenie na Tsuki. ― Przecież dobrze wyglądam. ― obruszyła się.
― Wyglądasz jak nie-Itami. ―
odpowiedziała czarnowłosa.
― Och… A zastanawiałem się
dlaczego jej-moi rodzice patrzą na mnie jak na kosmitę… ― mruknęła cicho dziewczyna i znowu zlustrowała
Mangetsu. ― No. Ale ty
wcale nie jesteś lepszy. ―
Uśmiechnęła się kpiąco.
― Co?! Wyglądam zajebiście! ― warknęła dziewczyna i
przejrzała się w lustrze. No co on chce? Czarna koszulka z oczojebnym napisem
„bez dzieci świat byłby lepszy”, lekko poprzecierane jeansy i czerwone trampki,
plus już trochę rozwalone warkocze. Swoją drogą będzie musiał je poprawić. ―
Niby co ci nie pasuje? ―
prychnęła.
― Włosy. Powinieneś je
rozpuścić.
― Ale gorąco mi w takich
długich! Skoro ty możesz założyć kieckę, to ja będę chodzić w warkoczach! ― burknęła, dumne zadzierając
głowę do góry. ― Stary,
chodź ze mną do Ushio. ―
wypaliła nagle.
― Dobra. Ciekawy jestem, z
kim ona się zamieniła… Wychodzę! ―
krzyknął Nagato i zamknął za sobą drzwi. Szybkim krokiem skierowali się do domu
dziewczyny.
―
Wiesz… O ile dobrze pokojarzyłem fakty, to z Hidanem. ― mruknął cicho Sasori.
Itami zatrzymała się jak wryta, patrząc na
niego przerażona.
―
I dopiero teraz mi o tym mówisz?! Moja dziewczyna, a raczej jej ciało jest
zdane na łaskę tego zboczeńca, a ty łaskawie informujesz mnie o tym dopiero
TERAZ i to na dodatek takim obojętnym tonem?! Co jest z tobą nie tak?! ― zakończyła swój monolog i
ruszyła biegiem do domu dziewczyny, zostawiając oniemiałą czarnowłosą w tyle.
Tsuki zamrugała kilka razy, w dalszym ciągu nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Że
on… Że Nagato… Pierwszy raz słyszał, żeby na kogoś nawrzeszczał.
―
Nie pytałeś… ― mruknęła
cicho i poszła dalej, usilnie ignorując zaciekawione spojrzenia przechodniów.
Wcześniej, tego samego dnia.
Hidan
obudził się już dawno, ponad dwie godziny temu. Teraz, w samych jeansach i
biustonoszu sterczał przed szafą, przeglądając jej zawartość. Przyjrzał się
krytycznym okiem kolejnej bluzce, a potem odrzucił ją na kupkę, jak
dotychczasowe.
― Czy ona nie ma tu żadnych
fajnych ubrań? ―
mamrotał pod nosem. W pewnym momencie drzwi do pokoju otworzyły się i stanęła w
nich druga dziewczyna z upiętymi, pofarbowanymi na fiołkowo włosami.
― Ush mam spra… ― przerwała, widząc burdel na
łóżku siostry. ―
Wszystko w porządku?
― Tak, tak… Szukam normalnych
ciuchów, ale tu do kurwa nic nie ma. ―
bąknęła brązowowłosa, nie odwracając się nawet. Nagle znieruchomiała. Zaraz,
moment. Od kiedy Krówka ma siostrę? I dlaczego on nic o tym nie wie? Obejrzała
się. ― O kurwa. ― jęknęła. ― Jaka laska…
― Co mówiłaś? ― Konan zmarszczyła brwi.
― Eeee, ehem, znaczy… ― Hidan odchrząknął, szukając
jakiejś wymówki. ―
Ostatnio widziałam laskę na ulicy. Miała wykurwista bluzkę. Taką wiesz… Wiązaną
na szyi, z odsłoniętymi plecami i brzuchem. Normalnie boska!
― A- Aha… ― bąknęła dziewczyna.
― Hej, siorka. Pożyczysz mi
coś, nie? ―zagadał.
― Jasne… Jeśli chcesz…
― Dzięki. Dupę mi kurwa
ratujesz. ― Ushio wyszczerzyła się, idąc w ślad za siostrą do jej pokoju i przy
okazji zapuszczając żurawia na jej- jak Hidan stwierdził- zajebisty tyłek,
zakryty jedynie króciutkimi szortami. Po chwili rozsiadła się na łóżku,
pozwalając, aby sama pogrzebała w szafie. Widok był wyborny, zwłaszcza, gdy
Konan wypięła się, szukając czegoś w dolnej półce.
― Przymierz. ― wyprostowała się nagle,
podając dziewczynie jakąś tunikę. ―
Ushio! ― jęknęła,
widząc perwersyjny uśmieszek rozciągający usta siostry. ― Co jest z tobą?
― Dorastam. ― westchnęła dziewczyna i
podniosła się. Odebrała od Konan tunikę i wsunęła ją przez głowę. Przejrzała
się w lustrze, przyglądając się sobie oceniająco. No, tunika była ładna.
Jasnobrązowa, zebrana pod linią biustu i puszczona luzem w dół, sięgała jej do
ud, ale... ― Hmm… Masz
coś takiego… No wiesz… Bardziej odkrytego? ―
Zerknęła przez ramię na fiołkowo włosą, a ta z lekkim ociąganiem podała jej
inną bluzkę. Ush szybko i sprawnie zdjęła tunikę, odrzucając ją od niechcenia
za siebie i założyła czarny top. Obcisły materiał świetnie przylegał do jej
ciała, idealnie eksponując fugurę dziewczyny. Cienkie ramiączka odsłaniały całe
ramiona, a z tyłu znajdowało się jedynie lekko luźnawe wiązanie naśladujące
gorset, przytrzymujące przód i jednocześnie odsłaniające sporą część pleców
dziewczyny. ― Tak
lepiej. ― uśmiechnęła
się z zadowoleniem. ―
Teraz mnie umaluj.
― Na pewno? Przecież ty
nigdy…
― Siostra, no chyba lepiej
wiem, nie? ― prychnęła
brązowowłosa.
― Jak uważasz. ― Konan wzruszyła ramionami i
usadowiła Ush na taborecie, a sama sięgnęła po kosmetyki. ― Delikatny, no nie? ― Zerknęła na nią pytająco.
― Nie pierdol. Rób na czarno.
― burknęła dziewczyna i
popędziła ja ruchem ręki.
Tak
zeszło kolejne pół godziny. W końcu nowa, odmieniona Ushio zeszła po schodach i
sprężystym, żwawym krokiem przeszła do kuchni, pogwizdując pod nosem. Tam
natknęła się na małżeństwo.
― Już wstałaś? ― odezwała się kobieta i
podniosła na nią wzrok. ―
Boże drogi dziecko co ty masz na sobie. ―
jęknęła.
― Hę? ― Hidan wycofał się z głębin lodówki i zerknął
na kobietę. ― O, siema!
Nie zauważyłam was. Lol. ―
uśmiechnął się głupkowato i z powrotem zanurkował w lodówce, szukając czegoś do
jedzenia.
― Kochanie, wycisnąć ci
pomarańcze? ―
zaoferowała matka.
― Nie chcę! ― Hidan podniósł gwałtownie
głowę i zarył o półkę w lodówce. ―
Kurwa! ― zawył,
całkowicie ignorując zszokowanych rodziców dziewczyny. ― Ojciec rzuć no kasy. Pójdę wszamać na mieście.
― Mężczyzna sztywno
skinął głową i bez słowa podał córce pięćdziesiąt złotych. ― Kurwa, dzięki! ― wykrzyknął zachwycony. ― To ja spadam, nara! ― rzucił jeszcze i zatrzasnął
za sobą drzwi.
W
tym czasie Konan zeszła do kuchni i wymieniła z rodzicami zaniepokojone
spojrzenia.
Hidan
ledwo wyszedł na dwór, a już dostrzegł zaparkowany obok wywróconego śmietnika
motocykl i dwóch chłopaków siłujących się z koszem i jego zawartością rozsypaną
na chodniku. Parsknął śmiechem i przeskakując przez barierkę wylądował zgrabnie
na ugiętych nogach. Potem luźnym krokiem, wpychając dłonie do kieszeni spodni skierował
się ku dwójce nastolatków.
― Yo! ― krzyknął. Pierwszy obrócił się Sasori.
Zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem i westchnął ciężko.
― Hidan, skurwysynie. Nie
mogłeś sobie darować?
― Jak widać nie. A to co za
ciota? ― mruknął
Shinjya i zerknął na drugiego chłopaka, wiążącego akurat sznurowadło.
― Nie ciota, tylko Ush,
pedale. ― odwarknął
Akasuna.
― Eeeeeh? ― jęknął. ―Czy ty już całkiem
zdurniałaś?! A jak mnie ktoś zobaczy w tych szmatach?!
― Wreszcie wyglądasz jak
człowiek! ― odburknęła
wspomniana wcześniej dziewczyna, otrzepując fioletowy sweter z jakiegoś
paprocha. ― Za to ja
jak dziwka.
― Nie narzekaj. Zaczynasz
wreszcie przypominać kobietę. ―
wyprostował się dumnie i oparł jedną ręka na biodrze, drugą odrzucając
teatralnie włosy.
Chwilę
potem nadbiegła Itami, a kilka minut później pojawiła się Tsuki. O ile pierwsza
z nich dopadła do Ushio i zaczęła wydzierać się na jej aktualnego mieszkańca, o
tyle druga z dziewczyn od razu podbiegła do motoru. Zrozpaczona przyglądała się
licznym rysom powstałym przy zderzeniu z koszem i kilku bliżej niezidentyfikowanym
odpadkom.
― Mangetsu! ― zawyła. ― Zabiję cię! ― wrzasnęła i nim ktokolwiek
zareagował, rzuciła się na czerwono włosego z pięściami.
Itami kręciła się po salonie
Uzumakich. Skoro już tu jest, to mogłaby równie dobrze wykorzystać ten czas na
szukaniu nowych sposobów nękania Sasuke. Właśnie dostrzegła wysoko na górnej
półce album na zdjęcia. Wyglądał na stary, co więcej- na grzbiecie widniał
napis „Mały Naruciak”. Uśmiechnęła się przebiegle i postanowiła go sięgnąć. Już
miała iść po krzesło, gdy zdała sobie sprawę, że Nagato jest przecież wysoki.
Bez trudu sięgnęła grubą książkę i rozsiadła się po turecku na skórzanej sofie.
Ledwo zerknęła na pierwszą stronę i już stwierdziła, że to był strzał w
dziesiątkę.
Oto
otwiera się przed nią brama do raju- przepustka do dręczenia Uchihowskiego
szczyla.
Minato
ukradkiem zajrzał do pokoju. Od rana nie poznawał Nagato. Chłopak- zwykle
spokojny, od kilku godzin latał po domu, jakby miał głupawkę i wykrzykiwał coś
o „spełnieniu się jego najskrytszych marzeń” i „wyjawieniu całemu światu
mrocznych sekrecików tego nędznego robaka Sasuke” . Jakby tego było mało,
aktualnie siedział skulony nad starym albumem i uśmiechając się upiornie, co
trochę wybuchał złowrogim śmiechem.
― Może jest obłąkany? ― rzucił Naruto, który
niewiadomo kiedy pojawił się obok ojca.
―
Nie mów tak o kuzynie. ―
Skarcił go Minato, chociaż w duchu przyznał, że i jemu taka możliwość kilka
razy przeszła przez myśl.
Nagle
rozdzwonił się telefon Nagato. Chłopak sięgnął po niego i odebrał.
― Halo? ― mruknął. ― Sasori! Cześć kochanie! ― momentalnie się ożywił. ―Gdzie jesteście? ― zaświergotał, przyprawiając
wujka i kuzyna o dreszcze. ―
Naprawdę? Zajebiście! Okej, to czekam! Kocham cię! ― rozłączył się i podniósł z
sofy. Cały w skowronkach, przeskakując z nogi na nogę skierował się do
przedpokoju. Naruto i Minato szybko odsunęli się od drzwi i udając, że czegoś
szukają, zaczęli grzebać po półkach. ―
O, wujek. Niedługo przyjdą moi przyjaciele, nie będzie problemu? ― Itami, jak to miała w
nawyku prosząc o coś rodziców, zatrzepotała rzęsami. Ojciec był surowy, ale to
zawsze na niego działało. Dopiero po fakcie zadała sobie sprawę, że nie jest u
siebie i robi tu za Nagato. Szybko przybrała standardowy, spokojny wyraz
twarzy, jaki zawsze miał chłopak i chrząknęła cicho. ― To jeeest… ―
zaczęła, odwracając wzrok od zszokowanych blondynów.
― N- Nie, nie będzie. ― wydukał Minato i sztywno
skierował się do pokoju. Przechodząc obok posłał jej przerażone spojrzenie, ale
nic więcej nie powiedział.
Czas,
zanim miała pojawić się reszta, wolała przeczekać poza domem. Choć na samą myśl
o tym, co sobie mogli pomyśleć Naruto i Minato, wstrząsał nią spazmatyczny
śmiech, dziwnie by się czuła w ich towarzystwie. Będzie potem musiała
przeprosić Nagato… Ale najpierw…
― Zaraz, przecież tu niedaleko
Is mieszka! ― Podniosła
się ze schodka i pobiegła do domu dziewczyny. Przystanęła przed drzwiami,
zastanawiając się, kogo zastanie zamiast Dzwonka. Otworzył jej młodszy brat
Isabel- Suigetsu. ―
Sui, człowieku! Jak ja cię dawno nie widziałam! ―
Rąbnęła go pięścią w ramię, tak jak miała w zwyczaju się z nim witać. Dla niej
było to lekko, ale Nagato był dużo silniejszy… Skończyło się, że chłopak
wleciał na futrynę. ― O
kurwa, sorry! Nie chcący!
― Kim ty jesteś człowieku?! Odwal
się ode mnie, nie znam cię! ―
jęknął w końcu chłopiec i zatrząsnął mu drzwi przed nosem.
Nagato
wydał z siebie ciche „eh” i sięgnął po telefon z zamiarem zadzwonienia po Is.
Jednak nim zrobił cokolwiek, drzwi na nowo się otworzyły, a w nich tym razem
stanęła dziewczyna.
― No wreszcie. ― odetchnął cicho.
― Nagato? ― zdziwiła się. ― To o niego ci chodziło? ― zwróciła się do chłopca
stojącego w tyle.
― Tak. ― warknął Suigetsu.
― Po chuja go lejesz? ― z powrotem zerknęła na
czerwono włos ego.
― Witałam się z nim! Witałem
znaczy. ― poprawił się szybko.
― Nie ważne. Idziemy stąd. ― warknęła dziewczyna i nie
czekając na odpowiedź zamknęła drzwi, ciągnąc Uzumakiego za sobą. Przeszli kilka metrów, zanim zwolniła. ― Człowieku to była mordęga. ― jęknęła. ― Ona ma dwóch braci,
ogarniasz? Dwóch braci!
― Wiem kretynie! Przecież co
trochę przyłazimy do niej z dziewczynami!
― A. No w sumie racja… It, no
nie?
― Ta. ― przytaknęła i zlustrowała go powoli. Jaskrawa
bluzka, a reszta cała czarna… Czyli Dei. ―
Zaraz przyjdzie reszta. Chodź. ―
skinęła na dom Uzumakich.
― Spoko.
Czekali
jeszcze kilka minut, aż w końcu dostrzegli w oddali grupkę ludzi. Z daleka
słychać było ich wrzaski, więc oboje byli pewni, że to ich paczka. Kiedy tamci
podeszli bliżej, Itami i Deidara zmierzyli ich zaciekawionymi spojrzeniami.
It
zatrzymała się na sobie i jęknęła cicho.
― Nagato w coś ty się do
kurwy nędzy ubrał człowieku?
― A nie mówiłem? ― mruknął pod nosem Sasori,
przez co oberwał po głowie.
― Och odczepcie się, przecież
ładnie jest. ― burknął
obrażony Uzumaki.
― Ale… Ale... Ale…
― Mówiłam ci It, żebyś
pozbyła się wszystkich kiecek. ―
odezwała się Tsuki. ―
Ja tak zrobiłam i mam spokój. Przynajmniej ta ciota nie zrobi ze mnie nie
wiadomo czego. ―
wskazała kciukiem na Akasunę
― Gorzej się nie da, uwierz
mi. ― odwarknął Sasori,
rzucając wściekłe spojrzenie na swoje ciało. Czerwono włosy odpowiedział tym
samym, wpatrując się w Mangetsu z nieukrywaną furią.
― Chcesz znowu oberwać,
mendo? ― wysyczał,
gromiąc brunetkę wzrokiem. Skorpion zmrużył groźnie oczy. Nic jednak nie powiedział.
Bo niby jak w ciele takiej karlicy miałby sobie poradzić samym sobą? On był od
niej wyższy i silniejszy. A ta kretynka w jego ciele jak na złość doskonale
umiała to wykorzystać. Kiedy nie wytrzymał i rzucił się na nią- suka porysowała
mu motor!- bez trudu go odepchnęła. A raczej poczęstowała prawym sierpowym. ― No właśnie. ― uśmiechnął się uroczo, a
potem podszedł do Nagato. Zaczęli rozmawiać podekscytowani o tej zamianie.
Wreszcie mają męskie ciała i tak dalej…
― Hej Tsu. Sfapałaś już
sobie, mam rozumieć? ―
zarechotał Hidan. Albo należałoby raczej powiedzieć Ushio.
― Oczywiście. To pierwsze co
zrobiłam zaraz po obudzeniu… ―
prychnął wyniośle Sasori, a Tsuki wytrzeszczyła na niego oczy.
― CO ZROBIŁAŚ?! ― jęknął.
― Żartuję. W życiu bym cię
nie dotknęła. ― Posłał
dziewczynie kpiące spojrzenie. Chwilę wpatrywał się w jej twarz, a potem bez
słowa podszedł bliżej. ―
Czy mi się zdaje, czy ty się rumienisz, ruda mendo? ― wysyczał, nachylając się nad Tsuki.
― Nie rumienię! To od słońca!
― bąknęła.
― Jasne. ― sarknął chłopak i odwrócił
się tyłem do niego. Przy Itami stała teraz Ushio i prawdopodobnie wypłakiwała
jej żale. Po chwili podszedł też Nagato, i objął ją czule co- według Tsu-
wyglądało komicznie. Potem ruszył się Sasori. Podszedł do Itami i zaczął jej coś
żywo relacjonować. Prawdopodobnie skarżył się na motor.
Konfident
pierdolony, warknęła w myślach Tsuki.
Itami
co trochę zmieniała wyraz twarzy. Najpierw, gdy opowiedział jak się wyzywali,
chciało jej się śmiać, potem, gdy doszedł do wypadku z kotem, przeraziła się.
Przecież coś mogło im się stać. Potem dowiedziała się o wjechaniu w śmietnik i
wtedy już nie powstrzymała parsknięcia. Posłała Sasoriemu przepraszające
spojrzenie i dalej słuchała. Gdy zaczął jej skamleć o kilku rysach i obierkach
od jabłek poprzylepianych do karoserii, uniosła lekko brwi i zerknęła na Tsu.
Mangetsu wzruszyła ramionami. Przecież to TYLKO kilka rysek, prawie
niewidocznych. Machnie farbą i będzie jak nowe…
― Tsu, chyba zacznę cię uczyć
jazdy. ― zaśmiał się
Nagato. ― Bo Saso się
zali, ze mu sprzęt rozwalasz.
― Nic nie rozwalam! ― odwarknął czerwono włosy. ― Kilka rysek! Nic więcej!
― I tak cie będę uczyć.
― Spoko. ― zachichotał. ― Idziemy po Domi, Kakuzu,
Yami, Is, Tobiego, Itachiego i Soli? ―
zmienił po chwili temat. Wszyscy przystali na propozycję i skierowali się przed
siebie. Tsuki zatrzymała się na moment, majstrując coś przy ramiączku
biustonosza i wywarkując pod nosem litanię przekleństw pod adresem „tego
kurestwa”. Sasori przechodząc obok strzelił ją w tył głowy i uśmiechnął się
słodko. ― Wara od moich cycków. ― wysyczał i dogonił Nagato.
Tymczasem w domu Uchihów Soli
cierpliwie czekała na pobudkę Sasuke. Było, cholera, po dziesiątej, a ten
szczeniak dalej spał. Znudzona czekaniem w nieskończoność, postanowiła go
wreszcie obudzić.
― Sasuke wstawaj! ― warknęła, rzucając w niego
ogryzkiem jabłka, które akurat skończyła. Chłopiec sapnął cos niezrozumiałego i
strzepnął resztki owocu na podłogę. ―
Wstawaj gnoju mówię! ―
wydarła się.
― Która godzina…? ― ziewnął przeciągle.
― Twoja ostatnia, mała
dziwko. ― syknęła i
przystawiła mu do ucha trąbkę na sprężone powietrze. Wcisnęła guzik i w pokoju
rozległ się głośny, dający po uszach dźwięk. Sasuke momentalnie otworzył oczy i
poderwał się na nogi. Niestety, Soli i to przewidziała, więc podczas gdy spał,
przyszyła mu spodnie od piżamy i koszulkę do materaca. Ledwo wstał, by za
sekundę wywalić się na twarz. Nim zdążył się podnieść, dziewczyna dorwała go i
zagięła materac tak, żeby cały go otoczył, po czym sięgnęła po prześcieradło i
owinęła je wokół, uniemożliwiając chłopakowi ucieczkę. Materacowa tuba z
Sasiowym farszem była gotowa i aktualnie stała na środku pokoju, chwiejąc się
na boki i wydając żałosne jęki. Soli parsknęła śmiechem.
Nagle
rozległ się dzwonek do drzwi. Ruszyła w kierunku korytarza, po drodze
popychając materac palcem. Ten z głuchym łupnięciem wylądował na podłodze, a ze
środka ponownie wydobyło się nawoływanie o pomoc.
Nacisnęła
klamkę i niemal od razu musiała się odsunąć, żeby uniknąć przygniecenia. To
mieszkania Uchihów wparowało na raz siedem osób, co skończyło się kupkę ludzi
leżących tuż przy stopach Shiroi. Unosząc do góry brwi, zerknęła na przyjaciół.
― Pedalstwo się szerzy. ― stwierdziła spokojnie,
wpatrując się w leżącego na dziewczynach Sasoriego, przygniecionego przez
Nagato, którego przygniatał Hidan.
― A weź spierdalaj. ― warknął Akasuna. ― Ja nie Sasuke. ― podniósł się na rękach,
spychając z siebie pozostałą dwójkę i przy okazji „niechcący” dociskając czoło
Tsuki z powrotem do podłogi. Dziewczyna zawyła wściekła i niemalże skopała z
siebie Isabel i Ushio. ―
To gdzie ten leszcz jest? ―
zerknął na starszego Uchihę.
― Dusi się w materacu. ― Itachi wzruszył od
niechcenia ramionami. Widząc pytający wzrok czerwono włos ego, uśmiechnął się
kpiąco. ― chodź, sama
zobaczysz. ― Skinął na
schody prowadzące na piętro.
Chłopcy
odeszli, a pozostali rozleźli się po całym domu. Itami w ciele Uzumakiego
postanowiła pożyczyć od Łasica trochę ciuszków, bo- szczerze- ubrania Nagato
zdecydowanie nie były w jej stylu. Pociągnęła za sobą Hidana, który miał jej
doradzać w wyborze. Miała wziąć jeszcze Deia, ale on już zdążył się gdzieś
zmyć.
Weszła
do pokoju Itachiego i zaczęła przeglądać szafę z ubraniami. Postanowiła
pożyczyć sobie jego glany, czarną koszulkę i czarne spodnie. Wzięła ubrania i
obróciła się do Hidana. Przyglądała się jak Ush grzebie w jakiejś szafce i po
chwili wyciąga z niej kilka pieszczoch.
― Łaaa, zajebiste. ― westchnął Nagato. Zaczął
podciągać bluzkę, ale połowie brzucha przerwał i zerknął wyczekująco na Ushio. ― Wykurwiaj.
― No przecież nie masz
cycków.
― No i co? Nie będę się przy
tobie rozbierać! ―
oburzył się Uzumaki. Tachibana wywróciła oczami i wywarkując pod nosem
przekleństwa wyszła z pokoju. Oparła się o ścianę i zaczęła bawić telefonem. Po
kilku minutach Nagato zawołał ja z powrotem. ―
I jak? Ładnie wyglądam? ―
Przejrzał się w lustrze. ―
Hidan?
Brązowowłosa
zmrużyła oczy i dokładnie zlustrowała czerwono włosego.
― Noo. Jest dobrze. Tylko z
włosami byś coś zrobiła, bo takie oklapnięte trochę psują efekt.
― Ach! Już chyba nawet wiem
co! ― zaśmiał się.
Wyszedł z pokoju i ruszył na poszukiwanie Itachiego i Skorpiona. Znalazł ich
przy Sasuke. Wszedł akurat w momencie, w
którym faszerowały przywiązanego do krzesła dzieciaka podejrzanie wyglądającym,
gęstym zielonym wywarem. ―
Ech, nie chce przerywać zabawy, ale jest sprawa. ―
odezwał się. Chłopcy odwrócili się do niego. Z ust Sasoriego wydobyło się ciche
gwizdnięcie.
― Nieźle… To jaką masz
sprawę.
― Uczeszecie mnie jak
Andyego? ― poprosił
ładnie.
― Tylko masz jakieś zdjęcie? ― mruknął Itachi.
― Przecież ten szajbus ma
kompa. Możemy poszukać. ―
Sasori podszedł do laptopa Sasuke i uruchomił go. Szybko wklepał w Google
odpowiednia frazę i wyszukał obrazki. Itami chwilę przeglądała zdjęcia, aż w
końcu wybrała jedno z nich. Itachi i Skorpion przyglądali się przez chwilę
fotografii, aż wreszcie skinęli głowami. ―
Będzie potrzebny lakier… Dużo lakieru. ―
mruknął czerwono włosy. ―
Trzeba iść do sklepu.
― A ten się nada? ― Zerknął w kierunku
Itachiego. Chłopak wygrzebał z szuflady Sasuke dwa lakiery, w tym jeden
nierozpoczęty.
―Huh? ― Akasuna uniósł brwi i zerknął na związanego
chłopca. ― Jesteś
jeszcze większym pedałem niż wyglądasz. Nie myślałam, że to możliwe. ― zachichotał, ignorując nic
nierozumiejące spojrzenie Sasuke. No bo… Jest koleś, a mówi o sobie jak o
lasce? Wychodzi na to, że brat zadaje się z transami.
Zawsze
uważał, że Tsuki i Deidara wyglądają jak para lesbijek. No i teraz ma na to
dowód.
Usadzili
Nagato na krzesełku i ignorując wyrywającego się Sasuke, zaczęli rozczesywać mu
włosy, a potem układać. Soli tapirowała je grzebieniem, podczas gdy Tsuki
spryskiwała je toną lakieru. Potem, gdy uzyskały zadowalający pióropusz z
czerwonych włosów Nagato, zaczęły nadawać mu odpowiedni kształt, zaczesując
grzebieniem na prawą stronę. Niższe pasma, pozostawione na później również natapirowały, z tą
różnicą, że tamte nie sterczały w górę, tylko po prostu miały wizualnie zwiększoną objętość i swobodnie
opadały na ramiona chłopaka. Mangetsu na moment jeszcze wyszła z pokoju, po
chwili wracając z czarną bandamą. Obwiązała ją jeszcze wokół głowy Nagato i
fryzura a’ la Andy była gotowa.
Sasori
przyjrzał się jej i Itachiego wspólnemu dziełu.
― Jeszcze czegoś brakuje! ― wygrzebał z plecaka kredkę
do oczu, którą zajebała od Hidana, który niewiadomo po co zajebał ją Konan i
podeszła do Uzumakiego. ―
nie ruszaj się teraz. ―
Zaczęła obrysowywać jasnofioletowe oczy chłopaka.
― No, teraz jest zajebiście. ― cmoknęła z zadowoleniem
Soli i cała trójka wyszła z pokoju, zostawiając drącego się Sasuke na pastwę
promieni słonecznych.
Siedzieli całą grupą w salonie
Uchihów. Tsuki i Itami rozwaliły się na sofie, przez co uniemożliwiły reszcie
zajęcie na niej miejsca. Chłopcy cisnęli się na podłodze, a Ush i Soli
rozsiadły się na rozłożystych fotelach.
Namida
przesunęła się do końca sofy, do póki głowa nie zawisła jej w powietrzu.
Opuściła ją bezwładnie, przez co czerwone włosy Nagato utworzyły swego rodzaju
pióropusz. Ręce też wyprostowała tak, że zawisły w powietrzu.
― Nudzi mi się. ― burknął Uzumaki. ― Tsu, wymyśl coś.
― A co ja kurwa jestem,
Google? ― odwarknął
Sasori, przewracając się na brzuch. Kątem oka zerknął na swoje właściwe ciało.
Tsuki co chwila przewracała się z brzucha na plecy i na odwrót. ― Kurwa, Akasuna. Co ty
robisz?
― Niewygodnie mi z tymi
cyckami. ― jęknęła.
― A mi z twoim chujem w
nogawce i jakoś nie narzekam. ―
burknął czerwono włosy. ―
Jak w ogóle można chodzić z czymś takim?
― I kto to mówi? ― odezwała się Isabel. A
raczej Deidara w jej ciele. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco. ― Plecy mnie bolą. To zawsze
tyle waży? ― chwyciła
się za biust i zaczęła go co chwila unosić i opuszczać, ważąc w dłoniach.
Sasori zmrużył oczy i rzucił w dziewczynę poduszką.
― Nie macaj jej do cholery! ― wydarł się.
― No przepraszam, no! Już nie
będę… ― burknęła
dziewczyna.
Na
nowo zapadło milczenie, przerywane jedynie odgłosem przejeżdżających za oknem
aut i tykaniem zegara. Ushio leżała na podłodze, zapuszczając żurawia pod
sukienkę Itami. Gdy Nagato zorientował się w sytuacji, usiłował trzepnąć
dziewczynę w łeb, jednak na swoje nieszczęście, Hidan w ostatniej chwili
odsunął się na bok, co poskutkowało klepnięciem Deidary w tyłek. Is wciągnęła
głośno powietrze i wyprostowała się, chwytając za obolałe miejsce.
― Któremu się nudzi?! ― wydarła się czerwona na
twarzy.
― Jemu. ― wszyscy zgodnie wskazali
przerażoną Itami.
― Nagato… ― wysyczał Douhito. ― Chcesz umrzeć?
― Ale to jego wina! ― jęknęła dziewczyna,
wskazując na Ushio. ― W
niego celowałem!
―
Kiedy ja nic nie robię! ― brązowowłosa uniosła ręce w obronnym geście.
―
Ale… Ale.. Ale…
―Nie
ważne. ― niewiadomo kiedy za Isabel pojawił się Sasori i strzelił ją w tyłek.
―
Tsuki! ― jęknęła dziewczyna.
―
Słucham cię? ― wyszczerzył się czerwonowłosy, na co dziewczyna tylko prychnęła
pod nosem. Wszyscy zachichotali. ―
Swoją drogą, to gdzie jest Tobi? ―
mruknął po chwili, posyłając Itachiemu pytające spojrzenie.
― Tobi… A raczej Domi… ― odetchnął głęboko ― Jest w sierocińcu. ― zakończył z kpiącym
uśmieszkiem.
Chłopak siedział na krześle i czytał
na głos jakąś bajkę, starając się nie zwracać uwagi na świdrujące spojrzenia
dzieci, wwiercających się w jego postać. Gdy Domi pogodziła się wreszcie z
faktem, że jest w jego ciele, czekała na nią kolejna nowość. Ma iść do
sierocińca w ramach wolontariatu i pozabawiać dzieciaki.
Świetnie!
Po prostu cudownie!
Chciała
posprzedawać dzisiaj trochę towaru, a tu takie… Coś. Już pomijając ciało, w
którym została uwięziona, to teraz na dodatek musi siedzieć tutaj. Cały
misternie rozplanowany dzień poszedł się jebać.
Zerknęła
na wychowawczynię tych dzieci. Kobieta przyglądała im się z ciepłym uśmiechem.
Westchnęła
cicho i kontynuowała czytanie. Aż nagle olśniło ją.
― Proszę pani. ― odezwał się Tobi. ― Mogę wziąć ich na spacer? A
przynajmniej tych starszych?
― Oczywiście. Gdzie
pójdziecie?
― Ummm… Obok mojego starego
gimnazjum jest plac zabaw. ―
zełgał. Plac zabaw, owszem, był. Dwie ulice dalej, na osiedlu.
― Dobrze. ― przyzwoliła kobieta.
Tobi
podniósł się i szybko odłożył książkę na półkę. Skinął na starsze dzieciaki i
już po chwili rządkiem maszerowali po chodniku. Najpierw skierowali się do domu
Domi, gdzie miała swój składzik. O tyle im się poszczęściło, że rodzice
dziewczyny byli teraz w pracy. Już sięgała do kieszeni spodni po klucze, gdy
nagle uświadomiła sobie jeden, istotny fakt, o którym zawsze zapomina…
Zaklęła
siarczyście, mając towarzystwo dzieci łagodnie powiedziawszy, w dupie. I tak
się nauczą, więc co za różnica?
― Poczekajcie tu chwilę. ― mruknęła do grupki
dziesięciolatków i wzięła rozbieg. Wspięła się po spękanej, ceglanej ścianie i
wślizgnęła przez okno do pokoju.
Przynajmniej
go nie zamknął, stwierdziła z ulgą i rozejrzała się po swojej sypialni.
Nic
się nie zmieniło. Podeszła do szafy, odsunęła wieszaki z ubraniami, a jej oczom
ukazała się dobrze zamaskowana skrytka. Zdjęła drewniany panel skrywający
ukryte drzwiczki. Od wewnętrznej strony odczepiła kluczyk i otworzyła kłódkę, a
potem drzwi. Przeładowała do plecaka kilka butelek i puszek, oraz cały kartonik
fajek. Szybko zabezpieczyła skrytkę i z powrotem wymknęła się przez okno.
― Dobra, idziemy. ― mruknęła, zatrzymując się
przed dzieciakami. Bez słowa poprowadziła je w kierunku byłego gimnazjum.
Rozejrzała się, czy aby nigdzie nie ma glin, jednak teren wydawał się czysty.
Weszła w boczną uliczkę i odwróciła się do dzieciaków. Zmierzyła podopiecznych
władczym spojrzeniem. ―
Ty i ty. ― Wskazała
palcem na dwóch chłopców. ―
Staniecie tam. ―
pokazała im miejsce na przeciwko siebie, gdzie biegł chodnik. ― A wy. ― przeniosła wzrok na
dziewczynki. ―
Pójdziecie z drugiej strony. ―
Wskazała za siebie. ―Macie
pilnować czy nie idą gliny. Jeśli kogoś zauważycie, krzyczycie. Hasło brzmi :
Psy wyszły na spacer. Jasne?
― Tak. ― Przytaknęli i bez zbędnych
pytań zajęli wyznaczone pozycje.
Wykorzystanie
dzieciaków jako czujek okazało się strzałem w dziesiątkę. Nikt przecież nie będzie
podejrzewał dziesięciolatków o coś pokroju pilnowania, czy gliny się nie
zbliżają.
Towar
schodził dzisiaj zadziwiająco dobrze. Wydawało się, że nic już nie stanie jej
na przeszkodzie… Dopóki po drugiej stronie ulicy nie dostrzegła samej siebie.
Tobi
zaklął siarczyście i ignorując zdezorientowane spojrzenia dzieciaków, skulił
się za jakimś kontenerem. Usłyszał pośpieszne kroki, a potem tuż przed nim
wyrosła Domino. Uśmiechnął się krzywo i podniósł na nogi.
To
by było zbyt piękne, żeby trwało wiecznie…
― Domi, co ty wyprawiasz?! ― jęknęła Domi.
―O
co się wściekasz, Tobi. Zarabiam, nie
widać? ― odburknął obrażony chłopak.
― Demoralizujesz moje dzieci!
― kontynuowała
dziewczyna. Grupka dziesięciolatków, o których trwał w tej chwili spór,
przenosiła zdezorientowane spojrzenia to na czarnowłosą, to na ich opiekuna.
Bo… Dlaczego braciszek mówi o siebie jak o dziewczynie, a ta nieznajoma nazywa
go „Domi”?
― Tobi, to nie są twoje
dzieci! Ty nie masz dzieci! ―
wrzasnął Uchiha.
― Są dla mnie, jak
rodzeństwo! Nie możesz namawiać ich do złego! Powinnaś dawać im przykład!
― Przecież daję! Uczą się
sztuki przetrwania od najmłodszych lat!
― Domi, jak możesz! Chodźcie
kochani, wracamy do domu! ―
prychnęła dumnie dziewczyna i chwyciła dziewczynki za dłonie, ciągnąc je za
sobą. One jednak wyrwały się z uścisku i pobiegły z powrotem do Tobiego. No
przecież nie pójdą gdzieś z nieznajomą, prawdopodobnie obłąkaną dziewczyną! ― Dzieci, chodźcie! Ona nie
jest dla was odpowiednim towarzystwem!
― Braciszku, kim ona jest? I
czemu zwraca się do ciebie „Domi”?
― To… Długa historia. ― mruknął chłopak, zerkając
na czarnowłosą. Nagle uśmiechnął się przebiegle. ―
Dzieciaki, chcecie iść z nią, czy pomóc braciszkowi zarobić co nieco kasy? ― Kucnął przy podopiecznych i
uśmiechnął się zachęcająco. Dzieci od razu stwierdziły zgodnie, że zostają z
Tobim i wystawiły dziewczynie języki.
Domi
zasłoniła usta dłonią i jęknęła cicho zrozpaczona.
― Jesteś okrutna! ― wyszlochała i uciekła gdzieś
przed siebie.
Tobi
uniósł lekko brwi, a na jego ustach zagościł głupkowaty uśmieszek.
― To było… ― zaczął.
― …Dziwne. ― dokończyły jednogłośnie
dzieciaki i na powrót zajęły swoje miejsca.
Soli szła przed siebie, co chwila
poprawiając biustonosz, albo spodnie.
― Jezu, jak to w dupę włazi. ― jęknęła, obciągając
materiał białych, obcisłych rurek. Ignorując wpatrujących się w nią
przechodniów, wyciągnęła z tyłka materiał spodni i przeszła kilka metrów,
sięgając po chwili do cycków. ―
Jak można chodzić w tym kurestwie!? ―
zawyła.
― Hej! ― usłyszała za sobą znajomy
głos. Obejrzała się i dostrzegła w oddali Deidarę… Zmarszczyła brwi. Chłopak
uśmiechał się słodko i truchtał w jej kierunku przeskakując lekko z nogi na
nogę. Włosy upięte w grubego warkocza podskakiwały radośnie z każdym jego
ruchem, a kolorowe spinki były widoczne z daleka. Miał na sobie turkusową
bluzkę w kolorowe cukierki, czarne rurki, czerwone trampki i jakąś czarną
bluzę. Chłopak zatrzymał się kilka kroków przed nią i zgiąwszy w się pół, oparł
dłonie na kolanach. Odetchnął głęboko kilka razy, uspokajając oddech.
― Eh… Cześć… ― mruknęła dziewczyna,
lustrując go podejrzliwie. ―
Y- Yami? ― dodała
niepewnie.
― Eh? Nie, nie. Isabel. ― machnął ręka i roześmiał
się lekko.
― Och, Is. ― dziewczyna uśmiechnęła się
i bez ostrzeżenia przytuliła blondyna. ―
Czyli Dei jest w twoim ciele! ―
jęknęła nagle przerażona.
― Spokojnie, Itachi…
Rozmawiałam z Tsuki z samego rana. Żaliła mi się, że jest w ciele tej rudej
mendy… Sasoriego. ―
wyjaśnił szybko, widząc zdezorientowany wzrok chłopaka. ― Wszyscy są u ciebie w domu. No i Tsu obiecała
pilnować Deia, więc wiesz...
― Aaa… Okej… Zaraz, zaraz: u
mnie!? ― Itachi znowu
się wydarł i dodatkowo pobladł. ―
Biedny Sasuke… ―
jęknął.
― Sasuke… No, on ma akurat
przejebane. ― mruknęła
beznamiętnie Is i wtulając się w ramię Soli, pociągnęła dziewczynę w kierunku
domu Uchihów.
Szli
spacerkiem, nie śpiesząc się nigdzie i rozmawiali w najlepsze. Itachi już
zdążył zapomnieć o młodszym bracie, ale kogo obchodził Sasuke, skoro miał przy
sobie swoją dziewczynę… Uwięzioną co prawda w ciele Deidary, ale zawsze! W
pewnym momencie blondyn zatrzymał się, żeby zawiązać buta, a Soli przeszła
kawałek dalej, bo akurat zadzwonił jej telefon. Krążyła w kółko, co jakiś czas
przytakując, a Deidara w tym czasie zdążył już upchnąć sznurówki do środka trampka
i odwinąć z powrotem nogawkę. Podniósł głowę i już miał wstać, gdy jego wzrok
zatrzymał się na pośladkach dziewczyny. Zmrużył oczy, nie będąc pewien, czy
dobrze widzi, a potem parsknął śmiechem. Podniósł się szybko i podszedł do
Soli. Dziewczyna skończyła akurat rozmawiać.
― Dzwoniła Itami.
Powiedziała, żebyśmy przyszli do mnie… Znaczy nie do Soli tylko mnie. Czekają
jeszcze na Yami, Domi i Kakuzu. Bo Tobi podobnież przybiegł przed chwilą cały
zapłakany, zamknął się w łazience i wyje coś o „ demoralizowaniu dzieci i
niesprawiedliwym świecie…?” zmarszczyła brwi, zastanawiając się czy dobrze
powtórzyła. No, w każdym razie mamy…
― Kochanie, czy ty aby nie
masz okresu? ― przerwał
jej Deidara, powstrzymując kolejne parsknięcie wyrywające mu się z ust. Soli
zamrugała kilka razy zdezorientowana, a potem na nowo wyciągnęła telefon i
ustawiła za sobą na wysokości pośladków. Zerknęła na ekranik. Na widok bordowej
plamy na białym materiale, jęknęła przeciągle i spaliła buraka.
― No rzesz kurwa mać, Soli! ― zawyła, zakrywając dłońmi
krwawy ślad. ― I co ja
mam teraz zrobić?!
― No… ― parsknięcie ―
No chyba wypadałoby się… ―
kolejne parsknięcie ―
Wrócić, ubezpieczyć i przebrać, no nie? ―
następne parsknięcie i gwałtowne ryknięcie śmiechem ze strony Deidary
kosztowało ją jeszcze dorodniejsze rumieńce, niż miała przed sekundą.
― Zamknij się, Is! To wcale
nie jest śmieszne! ―
burknęła obrażona.
Na ich szczęście, niedaleko mieszkał
Deidara. A skoro mieszał z rodzicami, to jego mama musiała coś mieć. Tak więc
bez zastanowienia wemknęli się do domu Deia i zaczęli myszkować po półkach. W
końcu Deidara z tryumfalnym okrzykiem zwycięstwa wyskoczył z łazienki na
piętrze i zawołał Soli. Dziewczyna podeszła do schodów i zadarł głowę do góry.
― Patrz, co mam! ― wydarł się blondyn i zaczął
wymachiwać ręką, w której ściskał pudełko tamponów. ― Łap! ―
Rzucił je Soli. Dziewczyna złapała je zwinnie i czmychnęła do łazienki. Chłopak
usiadł na schodkach i w oczekiwaniu, aż dziewczyna się oporządzi, zaczął bawić
się telefonem. Isabel postanowiła poprzeglądać galerię. Otworzyła plik ze
zdjęciami. Było sporo rzeźb, jakieś widoczki zachodzącego słońca… Potem trafiła
na zdjęcia Tsuki, robione najpewniej w szkole. Na jednym na przykład, dziewczyna
spała smacznie na ławce i w tej chwili w ogóle nie przypominała przyszłej
właścicielki burdelu, lub płatnej morderczyni... Potem ich wspólne zdjęcie, nad
którym zaczęła się rozczulać.
Jej
wywody na temat „boże, jakie to słodkie” przerwał Itachi.
― I-Is…? ― jęknął. ― G-Gdzie to się wsadza?!
― Gdzie co się wsadza!? ― odkrzyknęła, chowając
telefon do kieszeni. Potem mu zajebie i obejrzy resztę.
― No… No tego... Tampona, no!
― Eh? Jak gdzie… No… Tam!
― Gdzie kurwa, „tam”?
― No tam! Przecież nie będę
ci grzebać, człowieku no! ―
Jezu, niby jak ma mu wytłumaczyć?
― Ale Is~ Nie umiem!
― No masz kurwa instrukcję na
pudełku!
―
Serio? Okej… ― odkrzyknął i na nowo zamilkł. Pewnie wziął się za czytanie.
― Ja
pierdole… ― Pokręciła głową.
Kiedy Kakuzu się obudził, w
pierwszej chwili zaczął się zastanawiać, ile wczoraj wypił i czy nie powinien
zostać tymczasowym abstynentem. Po dłuższej analizie stwierdził jednak, że przecież
nie wypił nic. Pozostawało zadać sobie pytanie, co robi w tym… Obrzydliwie
kolorowym, pełnym kucyków i dziwnie przerażających niedźwiadków pokoju, który
zdecydowanie nie należał do niego? Ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu i
mimowolnie wzdrygnął.
Kolory…
Za dużo kolorów! Dostaje już oczopląsu, a jest tu dopiero niecałe dziesięć
minut! Przeszedł do łazienki, unikając po drodze wpatrywania się w cukierkowe
figurki okupujące niemalże każdą półkę w pokoju. Z ulgą stwierdził, że chociaż
ubikacja jest normalna. Biało zielona, bez najmniejszego śladu kuców… Nie
licząc ręcznika z podobizną jakiegoś błękitno tęczowego pegaza.
Ziewnął
przeciągle. Zaczynał nawet rozważać możliwość, że chłopaki jednak czymś go
wczoraj najebali, a potem przynieśli tutaj, przebrali i zostawili. Tak, to
miałoby sens.
Yami
zsunęła spodenki i z zamiarem załatwienia swoich spraw, sięgnęła po sprzęt. Zmarszczyła
brwi. Coś tu nie pasowało. Zerknęła w dół i zaniemówiła.
― G- Gdzie ON jest?! ― wydarła się.
Szybko
podciągnęła ubranie i z prędkością światła czmychnęła z łazienki. Jednym susem
doskoczyła do stolika nocnego, na którym leżał telefon… Telefon YAMI, wartałoby
dodać. Gorączkowo odblokowała ekran i weszła w kontakty. Postanowiła zadzwonić
do siebie, w duchu modląc się żeby jej obawy się nie potwierdziły.
― K-KAZIU?! ― jęknęła i wybrała
pośpiesznie numer. Siedziała naburmuszona na łóżku, w myślach obiecując sobie,
że zmusi dziewczynę do zmiany tej nazwy… Albo sam to zrobi jak tylko dowie się
co jest grane!
― Halo? ― usłyszała w słuchawce swój własny
głos. Z tą różnicą, że obrzydliwie słodki i milusi.
― Yami kurwa coś ty mi
zrobiła?! ― warknęła
Yami.
―Oh, Kaziu to ty?
― NIE MÓW DO MNIE KAZIU!
― Ale… ― pisnął Kakuzu.
― Nie ważne. ― uspokoiła się trochę. ― Wiesz co jest grane?
Dlaczego jestem w twoim ciele? A ty w moim?
― Nie mam pojęcia… ― mruknął
cicho.
― Eh, dobra. Yami, słuchaj.
Spotkajmy się za… Godzinę w na placu zabaw na twoim osiedlu.
― Okej. ― dodał potulnie Kakuzu i
rozłączył się.
Tak trafili na plac zabawi. Yami,
ubrana w najciemniejsze jeansy, jakie miała w szafie i szarą bluzę, cudem
wygrzebaną z dolnej półki. Podniosła głowę, natrafiając wzrokiem na Kakuzu.
― Kurwa, ja mam takie rzeczy?
― jęknęła, na widok soczyście
zielonego tiszertu.
― Hejka, Kaziu! ― zaświergotał chłopak i pomachał
jej radośnie.
― Mówiłam, że masz mnie tak nie
nazywać. ― wysyczała
Yamiko i chwyciła Saifu za rękaw, odciągając z dala od ludzi. ― Dzwoniłem do Domi, kazała przyjść
do domu Itachiego. Oni też się pozamieniali, nie tylko my.
Kakuzu
skinął głową i poszedł za dziewczyną. Yami szła dość szybko, nie racząc nawet
na niego spojrzeć. Co jakiś czas zagadywał, ale w odpowiedzi rzucała jedynie
monosylabami. Widać było, że nie chce gadać. Zaczęła rozmyślać o swoim poranku. Kiedy się obudziła, nie mogła się nadziwić, że jest u Kakuzu, ale to chyba oczywiste. Okazało się też, że chłopak ma na prawdę miłych rodziców. Od razu ich polubiła. Pani Saifu wycisnęła jej świeży sok pomarańczowy, a pan Saifu usmażył naleśniki, mimo, że było już po dwunastej. Trochę co prawda dziwili się nagłą zmianą w zachowaniu syna, ale o nic nie pytali. Miała tylko nadzieję że nie wścieknie się zbytnio o posprzątanie mu w pokoju... Znalazła na przykład kilka torebek z jakimś zielskiem, zachomikowanych w szafie, więc postanowiła je wywalić. Bo przecież na co to komu...?
W
końcu dotarli na ulicę łasicy, gdzie mieszkali Itachi i Tobi. Z daleka widzieli
już grupkę przyjaciół. Kola osób siedziało przed domem na trawniku, inny stali
w cieniu, oparci o ścianę, a dwójka kłóciła się zaciekle. Podejrzewali nawet,
kto to mógł być, tym bardziej, ze chłopak siedział na motorze, a dziewczyna go
z niego ściągała.
― Sasori puść mnie do
cholery! ― zawył
czerwono włosy
― To zejdź z mojej R6! ― odwarknęła Tsuki,
uczepiwszy się kurczowo ramienia chłopaka, przez co nie mógł odjechać.
― Ale It miała mnie uczyć
jazdy! Puszczaj! ―
Akasuna odepchnął czarnowłosą i nim ta z powrotem do niego doskoczyła, pojechał
w kierunku Nagato, czekającego na niego na skrzyżowaniu.
― Gotowa, Tsu? ― uśmiechnął się zawadiacko.
― No pewnie!
Ruszyli.
Twardo wpatrywał się w jezdnię, starając się jednocześnie nie wywalić. Nagato
co chwila chichotał pod nosem i wydawał jakieś
polecenia. Potem Tsuki postanowiła przyśpieszyć. Jako tako utrzymywała maszynę
w pionie. Itami jechała tuż obok niej, asekurując kumpelę.
A potem
rozbrzmiała syrena policyjna.
Sasori
obejrzał się, otwierając szeroko oczy i nie zauważył dziury w jezdni. Wjechał w
nią, motor wyrżnął o śmietniki. Znowu. Chłopak wrzasnął i przeleciał w przód,
lądując na trawie. Zaklął siarczyście i ledwo się podniósł, a już dostrzegł
obok siebie policjanta.
― Coś nie tak, panie władzo? ― zaśmiał się sztucznie.
― Masz problem, młody człowieku.
I to nie mały. Poproszę teraz ze mną. ―
skinął na radiowóz. Sasori przenosił przerażone spojrzenie to na przyjaciół, to
na Tsuki, to na Itami.
― Nigdzie nie idę! ― jęknął i wykonawszy szybki
w tył zwrot, zaczął spierdalać. Mężczyzna rzucił się w pogoń za czerwonowłosym.
Gonił go przez kilka minut, Az w końcu zainterweniowali pozostali dwaj
policjanci, do tej pory siedzący w radiowozie i chwycili Skorpiona pod ręce. Siłą
pociągnęli chłopaka do auta. Tsu zaczęła się wyrywać. Niech spierdalają! To
tylko kilka śmietników! Nic takiego przecież nie zrobiła!
― Nie, nie, nie, nie! ― wyrywała się. ― Precz z łapami, sukinsyny!
Nigdzie nie idę! ―
wepchnęli ją do środka auta. ―
NIEEE! ― wydarła się i
podniosła gwałtownie do pozycji siedzącej, głęboko zaczerpując powietrza.
Zdyszana rozejrzała się po okolicy. Było ciemno. Znajdowała się w salonie, u
siebie w domu. Naokoło widziała pozostałych z paczki, bardziej, lub mniej
zaspanych, wpatrujących się w nią morderczymi spojrzeniami.
― Zamknij pysk, Mangetsu. ― wywarczał Sasori, przecierając
oczy. ― Czy ty wiesz,
która jest godzina?
― Co…? ― zamrugała zdezorientowana. ― Nie jestem tobą… A ty nie jesteś
mną… ― szepnęła
wniebowzięta i przywarła dłońmi do piersi. ―
Jezu mam cycki! ―
jęknęła przeszczęśliwa.
― Tsu, o czym ty pieprzysz do
cholery? ― ziewnął
Deidara. ― Oczywiście, że je masz. Przecież jesteś dziewczyną.
― Ale… Miałam sen… ― wydukała.
― Też miałem. ― mruknął Itachi. Wszyscy
spojrzeli na niego wyczekująco. ― Byłem
tobą, Soli i… I miałaś okres. To było okropne. ―
Wzdrygnął się.
Potem
okazało się, że wszyscy śnili o tym samym. Ushio gotowa była udusić Hidana za
kurwowanie jej rodzicom, mimo, że to był jedynie sen, a on zaczął jej wygarniać
na temat ubrania, jakie miał na sobie. Zaczęli się zastanawiać, jak to możliwe,
że mieli łączony sen. W końcu ktoś rzucił, że przecież oglądali program o
hipnotyzerach. I chociaż wydawało się to surrealistyczne, żeby dać się zahipnotyzować
przez telewizor, była to jedyna możliwość, tłumacząca to dziwne zjawisko,
którego doświadczyli.
― Nigdy więcej. ― mruknęła Ushio, a wszyscy
bez wyjątku się z nią zgodzili.
***
Tsu:
Kurwa, tyle to ja się w życiu nie rozpisałam przy jednym rozdziale. I niech mi ktoś jeszcze raz napisze komentarz, że rozdział krótki, to normalnie ukatrupię! xD
Domi:
Kurwa to było zajebiste xD a własnie kto był taki głupi by namówić wszystkich do obejrzenia filmu o hipnozie xP przecież zawsze to działa na sennych ludzi albo mało inteligentnych xD
Ush:
Boże, kocham to xD nawet jeśli to Hidan... Brr. fuj xD Mnie najbardziej rozwalił chyba Kakuzu xD Boże, ktoś taki jak on w ruszofffej krainie kucyków Pony XDD O lol XD No i Itachi.... Nie ma to jak nauka używania tamponów xD Why not? XD
Soli:
No kurwa mać xD Ja na tym rozdziale byłam wręcz posikana xD
Hidan w ciele Ush i jego "lol" no rozwalił system xDDD
Trochę mi dziwnie z myślą, że Itachi mi tam grzebał, ale ze śmiechu o tym zapominam xD
Ush:
Boże, kocham to xD nawet jeśli to Hidan... Brr. fuj xD Mnie najbardziej rozwalił chyba Kakuzu xD Boże, ktoś taki jak on w ruszofffej krainie kucyków Pony XDD O lol XD No i Itachi.... Nie ma to jak nauka używania tamponów xD Why not? XD
Soli:
No kurwa mać xD Ja na tym rozdziale byłam wręcz posikana xD
Hidan w ciele Ush i jego "lol" no rozwalił system xDDD
Trochę mi dziwnie z myślą, że Itachi mi tam grzebał, ale ze śmiechu o tym zapominam xD
O japierdole!Wyobrażam sobie Tobiego sprzedającego fajki i Domino w sierocińcu czytającą bajki na głos 0.0!Jeszcze Kakuzu w ciele Yamiko i krainie My Little Pony xd.Albo Hidan w ciele Ush,"nie pierdol,na czarno maluj!" .Itami w sandałkach i zwiewnej sukieneczce...O Boże,Tsu w warkoczykach !Nie wierzę.Soli w ciele Łasica,że nie wspomnę o It w Nagato :-)
OdpowiedzUsuńNie no ,zajebiste!!!
Nie ma to jak rozjebać system! ^^ Całkiem nie mogłam sobie tego wszystkiego wyobrazić.... Zajebiste! Majstersztyk! Rozdział w chuj długi *.* Nie no normalnie nie wytrzymam XDD Czytając to cały czas zapewne robiłam głupie miny, bo mój tata śmiał się ze mnie, prawie cały dzień widząc mnie z tabletem, chyba się kiedyś nagram. Szkoda, że to był sen ;(
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej takich zajebistych rozdziałów!
Coś mi się zdaje, że blogger was nie lubi, znowu nie powiadamia ;__;
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy:
ahahahahahahahahahahahahahahahahahh normalnie padłam xD
Genialny pomysł, aż sama zaczęłam się zastanawiać, co bym robiła gdybym na jeden dzień stała się moim kolegą.. xD
Ale i tak Kaziu rozjebał system całkowicie
' G- Gdzie ON jest?!' lol normalnie umarłam xD
Pozdrawiam, buziaki ;3
Kurwaa. Jak mozna tak mocno ryc mi mozg? HHahahah genialne. I ten "lol" Hidana w ciele Soli i te narzekanie chlopakow na cycki. Albo "jezu mam cycki" hahahaha nie moge. Rozjebalo mi to system totalnie i Tsuki ryjesz banie, ze ja pierdole xD wiecej takich rozdzialow. Pozdrawiam ;p
OdpowiedzUsuńLol. Nie Soli, a Ushio. O czym ja kurwa mysle? Fail xD
Usuń